Wokół Szczyrbskiego Jeziora

Planowaliśmy wycieczkę do Słowackiego Raju. Niestety, odpowiedniego połączenia z Zakopanego (takiego, żeby pojechać raniutko, powędrować kilka godzin i wrócić wieczorem) nie było. Pojechaliśmy zatem do Szczyrbskiego Jeziora ( bardziej mi odpowiada nazwa Szczyrbskie Pleso i takiej będę używać).
Do deszczowej i mglistej pogody zdążyliśmy się przyzwyczaić. Zjedliśmy więc wczesne śniadanko, mokrym szlakiem zeszliśmy do Zakopanego, wsiedliśmy w autobus do Popradu i po około półtorej godziny jazdy wysiadaliśmy w Starym Smokowcu. Z dworca autobusowego jest parę kroków na stację kolejową. Poczekaliśmy kilkanaście minut i w licznym gronie polskich i słowackich turystów uzbrojonych przeciwdeszczowe kurtki wsiedliśmy do „elektriczki”. Podróż do Szczyrbskiego Plesa trwała około 40 minut. Nie powiem, że przywitała nas mgła, bo towarzyszyła nam – w mniejszym lub większym stopniu – przez całą drogę. Był to nasz drugi pobyt w tym miejscu, wiedzieliśmy w którą stronę się udać. Pomimo niesprzyjającej pogody turystów było wielu. Widoczność była można rzec – zerowa. Doszliśmy do jeziora, w kurtkach i pod parasolami, bo akurat nie padało tylko lało, pomyśleliśmy chwilę, co dalej… i zdecydowaliśmy się obejść jezioro. Co tam deszcz, co tam mgła, kiedy w duszy słoneczko świeci. Deszcz przestał lać, mgła chwilami ustępowała na tyle, że widać było trochę wody, a nawet kaczki. Widoki pamiętaliśmy z poprzedniego pobytu. Szliśmy sobie beztrosko, aż natrafiliśmy na restaurację i okienko, z którego pachniało kiełbaską pieczoną. Skusiliśmy się, zostawiając nasze kanapki na później. Fuuuj… okropna była ta kiełbasa. Popiliśmy kawą – nic nie pomogło – jej smak (a raczej niesmak) towarzyszył nam jeszcze długo. Po obejściu spowitego w tajemniczej mgle jeziora, zjedzeniu batoników (nie zabiły smaku kiełbasy) poszliśmy jeszcze nad Jeziorka Miłości. Niedaleko, a okazało się, że warto, bo tam jakoś mgła była mniejsza i widać było co nieco. Wróciliśmy na stację, a że mieliśmy jeszcze sporo czasu do powrotu, ruszyliśmy do znajdującej się nieopodal restauracji. Na zdjęciu widać przez jaką mgłę trzeba było do niej dobrnąć. Poprzedni nasz wypad do Szczyrbskiego Plesa obejmował również spacer nad Popradzki Staw. Łatwy i przyjemny szlak przez las, zakończony obiadem i ogromną kawą w schronisku. Tym razem pogoda nie sprzyjała wędrowaniu. W zagubionej pośród mgieł restauracji zjedliśmy zapiekankę z ziemniaków z bryndzą, podaną na patelni, popiliśmy kawą. No i na koniec strzeliliśmy sobie po borowiczce – tak na rozgrzanie i ostateczne zabicie kiełbasianego wspomnienia.

Wróciliśmy elektriczką do Smokowca, a stamtąd już po kwadransie wsiadaliśmy do powrotnego autobusu relacji Poprad – Zakopane.