Zaklinanie, czarowanie...

Podróż jest zaznaczona jako prywatna. Nie jest publicznie dostępna na żadnych listach. Można ją zobaczyć tylko przy wykorzystaniu bezpośredniego adresu URL.

Karkonosze - czeskie schronisko Luczni Bouda - widok ze Śnieżki, Midorihato
Miniaturowa mapa z zaznaczeniem
Królewna Śnieżka. Któż z nas nie zna tej bajki? Śliczna dziewczyna śpiąca kamiennym snem za sprawą złych mocy. Będąc dzieckiem zawsze marzyłem by być królewiczem który ją obudzi - któż z nas nie miał takich marzeń? Kiedy dorosłem - postanowiłem ją osobiście poznać a może i odczarować. 24 stycznia zebrałem ekipę czarowników oraz czarodziejek i wyruszyliśmy do Śnieżnego Królestwa.

Naszą wędrówkę rozpoczynamy w Dolnym Karpaczu około godziny 6.30 po 9 godzinach spędzonych w autobusie. Jest ciemno więc decydujemy się na spacer po mieście by rozprostować kości i rozgrzać się marszem. Karpacz Dolny położony jest na wysokości około 500 mnpm a początek szlaku na 850 mnpm więc mamy do pokonania 350 metrów w górę. Rozgrzewka jak się patrzy. Chodnik którym wędrujemy wzdłuż głównej ulicy miasta jest oblodzony i kilka razy na własnej skórze czuję siłę ziemskiego przyciągania. Na ulicach pusto. W naszych żołądkach też, więc rozglądamy się za jakimś miejscem by zjeść śniadanie. Niestety - o tej porze wszystko zamknięte. Udaje się nam to dopiero w Górnym Karpaczu tuż obok Świątyni Wang. Potem zwiedzamy jeszcze sam kościółek - perełkę drewnianej architektury i jedną z głównych atrakcji Karpacza. Przeznaczamy na to godzinkę czasu i parę minut po dziesiątej kupujemy bilety wstępu do KPN-u i kilka minut przed dziesiątą wkraczamy na niebieski szlak prowadzący do Akademickiej Strzechy.

Szlak lekko przyprószony śniegiem na początku jest szeroką na kilka metrów brukowaną granitem leśną drogą. W powietrzu wilgoć a widoczność marna ale pocieszamy się, że na razie i tak w lesie nie ma nic ciekawego do zobaczenia. Po kilkunastu minutach las się przerzedza a spomiędzy chmur zaczyna nieśmiało przeglądać słońce. Wpatrujemy się w miejsce gdzie powinna być Śnieżka ale udaje się nam dostrzec tylko stoki Turka i Kopy oraz szusujących po nich narciarzy. Jest ciepło i bezwietrznie ale widać, że w wyższych partiach gór wieje spory wiatr bo chmury szybko przemieszczają się z północy na południe. Po niecałej godzinie docieramy na Wielką Polanę do rozstaju szlaków. Stąd w prawo można skręcić Ścieżką nad Reglami na Pielgrzymy - śliczną grupę skałek przypominających krajobrazy Gór Stołowych.

Do Pielgrzymów jest tylko pół godziny drogi ale tym razem odpuszczamy i udajemy się w lewo w najkrótszą drogą w stronę celu naszej dzisiejszej wędrówki: Domu Śląskiego. Szlak niebieski którym się poruszamy jest ruchliwą drogą bo kilka razy mijają nas skutery śnieżne dostarczające zaopatrzenie do karkonoskich schronisk. Od tego miejsca zaczynamy też spotykać innych turystów. Szlak biegnie prawie poziomo więc mamy okazję by wyrównać oddech. Śniegu jest tu znacznie więcej i gdy próbuję sfotografować wystające spod sniegu korzenie wpadam w zaspę prawie po pas. Po drodze mijamy coraz piękniejsze świerki przystrojone w puchate śniegowe futerka a także uschnięte stare drzewa i wiatrołomy. Po prawej stronie spoza coraz rzadszych drzew ukazuje się Kocioł Małego Stawu. Kozim Mostkiem mijamy Łomnicę i zaraz szlak wznosi się ostro w górę. Znowu zadyszka i luzowanie kurtek. Ostry zakręt w lewo, długa prosta, zakręt w prawo, znowu prosta i stajemy na brzegu lasu. Przed nami masywna bryła schroniska. Uff!!!

Jest południe kiedy wchodzimy do Strzechy Akademickiej. Czas na drugie śniadanie i chwilę odpoczynku. Ja z Robertem zajmujemy się jedzeniem podczas gdy nasze czarodziejki rzucają długie spojrzenia w stronę przystojnego barmana z pięknym tatuażem na przedramieniu. Po pysznym posiłku ubieramy plecaki i wychodzimy na zewnątrz. Tu przez chwilę podziwiamy panoramę Kotła Małego Stawu i coraz lepiej widoczną Kotlinę Jeleniogórską a potem ruszamy w górę. Zimowy przebieg szlaku wyznaczają drewniane tyczki pokryte cudnymi lodowymi chorągiewkami. Zresztą wszystko wokół zaczyna robić się bajkowe. Nic w tym dziwnego - wszak jesteśmy w Krainie Królewny Śnieżki! Podejście jest dosyć strome, głównie zawiane śniegiem a fragmentami bardzo oblodzone. Wczoraj bardzo mocno tutaj wiało i obserwując webkamerę z Karpacza miałem wątpliwości czy uda się nam dotrzeć na miejsce. Na szczęście dziś jest przyzwoita pogoda i ciężkie śniegowe chmury zaczynają się rozrzedzać otwierając przed nami dalekie widoki na Kowary i Jelenią Górę.

Dochodzimy do miejsca gdzie niebieski szlak rozwidla się: na prawo biegnie wersja letnia a w lewo skręca jego wersja zimowa. Ta druga jest nieco dłuższa lecz bezpieczniejsza i bardziej urozmaicona widokowo. Od tego punktu nie jest już tak bardzo stromo ale za to pojawia się wiejący w oczy zimny wiatr. Chmura rozrzedza się na dobre i ukazuje nam bardzo pożądaną ognistą kulę Słońca. Po drodze mijamy kilka pokrytych szronem rzadkich tutaj liściastych drzew i cudowne formy zahibernowanych w lodzie świerków. Niektóre z nich przypominają... baśniowe krasnale, inne kroczących pochylonych staruszków lub zakapturzone postaci mnichów. Na horyzoncie pojawia się cel naszej dzisiejszej wedrówki i nasza przystań: Schronisko Dom Śląski.

Z zewnątrz paskudna, blaszana, budząca socjalistyczne skojarzenia, żółta buda nabiera uroku zaraz po przekroczeniu jej progów. Nas dzieli od niej jeszcze kilkanaście minut drogi. Niebieski zimowy szlak obniża się nieco i łączy z czarnym zwanym Śląska Drogą który wiedzie Białym Jarem od dolnej stacji kolejki krzesełkowej na Kopę do Domu Śląskiego. Skręcamy w prawo i po chwili docieramy do kolejnego zbiegu szlaków: tym razem z prawej strony dołącza czerwony, biegnący z Przełęczy Karkonoskiej.

Tuż przed piętnastą stajemy u celu naszej wędrówki. Dookoła snują się szarawe chmury, śnieg przybrał brudnokremowy odcień i tylko na zachodzie przedwieczorne słońce wprowadza odrobinę intensywnych ciepłych barw. Nasze schronisko: trzykondygnacyjny budynek z brzydkiej żółtej trapezowej blachy z równie szpetnym szarym blaszanym dachem jest zasypane śniegiem aż po parapety okien parteru. Dach pokryty kilkucentymetrową warstwą lodu a z rynien zwisają długie lodowe sople. Nie jest ono ładne ale ma jedną wielką zaletę: do blachy nie przywiera szron i śnieg. Podchodzimy kawałek w stronę Upskiej Jamy by porównać ilość śniegu - jest go chyba tyle samo co w Kotle Łomniczki, mimo tego, że jest to nasłoneczniona południowa strona; potem przekraczamy próg schroniska.

Za progiem wita nas ciepłe i przytulne wnętrze oraz mili gospodarze. Dokonujemy formalności meldunkowych a potem na górę do pokoju. Czteroosobowa "Dziesiątka" która nam się dostała jest duża i jasna - zdejmujemy odzież i schodzimy do jadalni na kolację. Tam znajdujemy same pyszności i to w przyzwoitych cenach (15-25 zł za naprawdę obfity posiłek). Jedynie "napitki" są drogie: litrowa Cola kosztuje 9zł, duże piwo 7zł, małe 5zł, kawa i herbata w normalnych cenach a wrzątek - gratis. Po długiej kolacji wspinamy się schodami na górę a tam z kartki wiszącej na drzwiach pokoju dowiadujemy się, że cisza nocna trwa tutaj od 22 do 7 rano a ciepła woda jest w umywalni tylko przez dwie godziny: od 18 do 20. Szybka decyzja - wskakujemy pod prysznice. Rzeczywiście woda jest ciepła a nawet gorąca! Pozostałą część długiego wieczoru spędzamy na grach towarzyskich i zaklinaniu pogody na jutrzejszy dzień.

...i tak nastała noc, a po niej kolejny dzień...



Sen był dobry (choć nie dla wszystkich) i długi. Poranne słońce nie było w stanie nas obudzić bo okno naszego pokoju wychodziło na północ więc pospaliśmy do ósmej jak niedźwiedzie. Po śniadaniu i przepakowaniu najpotrzebniejszych rzeczy do jednego plecaka wyszliśmy przed schronisko gdzie przywitało nas cudne słońce i prawie bezchmurne niebo. Tu muszę wspomnieć, że według danych statystycznych Obserwatorium Meteorologicznego zamglenie na Śnieżce występuje przez ponad 300 dni w roku i wieją tu wiatry dochodzące do 250 km/h. Klimat tutejszy zbliżony jest do panującego za kołem podbiegunowym (średnia roczna temperatura nieznacznie przekracza zero, w najcieplejszym miesiącu osiąga plus 11 stopni a temperaturowy rekord z lipca 2005 roku to 24,5 st.) więc pomimo niewielkiej wysokości wykształciła się tutaj roślinność alpejska. Szczyt Śnieżki (1602m npm) jest tłumnie odwiedzany w lecie a w okresie zimowym często świeci pustkami ze względu na skrajnie trudne warunki atmosferyczne. Dziś było inaczej - oceniam, że tego dnia mogło wejść na szczyt kilkuset turystów.

Stanęliśmy przed wejściem jak wryci: zobaczyliśmy Śnieżkę wystrojoną w śliczną białą suknię ze śnieżno-lodowych koronek. Nad nią błękitne niebo i ostre rażące słońce. Ciepło, bezwietrznie, jak w lecie... Po założeniu raków ruszyliśmy ku górze czerwonym szlakiem wraz z dziesiątkami innych turystów. Raki bardzo się przydały - o ile wyjście w samych butach byłoby możliwe to zejścia nie chcę sobie nawet wyobrażać. Widzieliśmy ludzi którzy zjeżdżali z góry "na bele cym" czyli głównie na d... gdyż na lodowej pokrywie nie było się szans utrzymać. Wejście na szczyt odbyło się zatem sprawnie i tak jak głosi mapa w 30 minut stanęliśmy obok kościółka św.Wawrzyńca oniemieli i urzeczeni niesamowitym widokiem.

Zarówno kościółek jak i Obserwatorium pokrywała gruba na kilkanaście centymetrów warstwa szronu i lodu a rozpościerające się wokół panoramy zapierały dech w piersiach. Czegoś takiego nie widziałem nigdy w życiu. Tego nie da się opisać - to trzeba przeżyć. Zwykle na szczytach nie pozostaję długo i po zrobieniu zdjęć idę dalej ale tym razem wcale nie chciałem odchodzić. Spędziliśmy na górze ponad półtorej godziny! Od wschodu rozpościerał się widok na Czarny Grzbiet, na południu otwierała się czeluść Upskiej Jamy a na zachodzie pyszniła się w słońcu Równia pod Śnieżką i Biała Łąka z czeskim schroniskiem Luczni Bouda. W dali na zachodzie można było dostrzec Małego i Wielkiego Szyszaka i skrzący się w słońcu zarys Śnieżnych Kotłów pod Łabskim Szczytem (mogę się mylić). Natomiast od północnej strony zobaczyliśmy Pogórze Izerskie, Kotlinę Jeleniogórską, Góry Sokole i Rudawy Janowickie. Wszystko skąpane w prawie letnim słońcu. Było tak ciepło, że spotkaliśmy kilka osób w koszulkach z krótkim rękawem.

Śnieżkę spotkaliśmy ale odczarować jej się nie udało - trudno - może następnym razem. Karkonosze mają w sobie tak wiele uroku, że zapewne wrócimy tu jeszcze nie raz, nie dwa... Tymczasem rozpoczęliśmy procedurę schodzenia która tym razem trwała ponadnormatywnie długo. I to nie ze względu na trudności techniczne bo tych nie było, tylko dlatego, że nie sposób było przejść obok niektórych miejsc obojętnie. Te zdjęcia trzeba było zrobić i nacieszyć oczy takim widokiem. No powiedzcie sami czy da się nie zatrzymać kiedy stoicie w obliczu takich krajobrazów? Jedyne czego brakuje mi w zimowych górach to ruch. Nie ma kołyszacych się traw, nie ma motyli, nie ma nawet much... jedyny ruch to wiatr i człowiek, ale ten ruch rzadko niesie w sobie grację i poezję. Niestety najczęściej nasza obecność w takich miejscach psuje harmonię przyrody. Rozkrzyczane barwy sportowych ubrań, pseudoturyści wykrzykujący swoje "ochy" i "achy" a nierzadko też szczekające psy burzą ten delikatny porządek. Rzadko kiedy pamiętamy, że my ludzie jesteśmy w górach tylko nieproszonymi gośćmi.

Mijamy nasze schronisko i korzystając z fantastycznej aury udajemy się czerwonym szlakiem do Słonecznika. Co prawda nad Polską pojawiają się chmury ale przecież ta trasa jest łatwa i prosta, więc nie ma obaw o powrót; nawet w zamieci. Tyczki wyznaczające szlak są ułożone bardzo gęsto więc zagubienie nam nie grozi. Przez Równię pod Snieżką udajemy się na zachód mijając po drodze fantastyczne bajkowe bryły uśpionych zimowym snem świerków. W okolicach Spalonej Strażnicy spotykamy dwoje staruszków trzymających się za ręce i zmierzających w stronę Śnieżki. Tutaj też kierujemy nasze spojrzenie w stronę Kotła Małego Stawu nad którym stoi Schronisko Samotnia. Tuż powyżej Samotni dostrzegamy Strzechę Akademicką gdzie wczoraj o tej porze posilaliśmy się podczas drogi. Dalej szlak czerwony zmienia nieco swój letni bieg i na okres zimowy prowadzi nas w bezpiecznej odległości od stromych i urwistych krawędzi Kotłów Małego a potem Wielkiego Stawu.

Tymczasem pogoda się psuje i i słońce chowa się za chmury. Mimo wczesnej godziny robi się szaro i nieprzyjemnie. Zrywa się wiatr a wilgotne powietrze zwiększa odczuwanie mrozu. Marzną nosy i nawet palce w rękawiczkach. Dobrze że mam kijki bo te zmuszają do intensywniejszych ruchów a zatem oprócz roli asekuracyjnej pełnią również funkcję rozgrzewającą. Około czternastej w zawiei docieramy do Słonecznika. Jest to samotna skała swoim wyglądem z jednej strony przypominająca posągi z Wyspy Wielkanocnej a z drugiej żaglowiec. Przy niej rozpoczyna się żółty szlak prowadzący w dół w stronę Pielgrzymów a potem Wielkiej Polany. Posilamy się toruńskimi piernikami które popijane resztkami chłodnej już kawy z termosa, w tym zimnie smakują wybornie. Potem jeszcze symboliczny łyk "Likieru Od Siedmiu Boleści" (prawie każdego coś bolało więc się sprawiedliwie należało) i zmykamy skąd przyszliśmy.

Droga powrotna to niemalże wyścig - w takich warunkach to nawet zdjęć się nie chciało robić. Dopiero w okolicach Spalonej Strażnicy wiatr się uspokoił i zaczęło nieśmiało przeglądać zachodzące słońce. Jest szesnasta kiedy docieramy do schroniska. Zupa pomidorowa i placki ziemniaczane z gulaszem są nagrodą po trudach wędrówki. Przed nami druga i niestety ostatnia już noc. Jutro schodzimy w dół i wracamy do Krakowa. Wieczór jest długi a poprzedniej nocy wyspaliśmy się setnie, zatem po rytuale mycia mamy nadzieję na wieczorne piwo. Niestety okazuje się, że z braku gości jadalnia została zamknięta wcześniej i kiedy przed godzina ósmą schodzimy na dół, udaje się nam tylko "pocałować klamkę". Pozostaje udać się do snu. Rano czeka nas wcześniejsza pobudka i wymarsz do Karpacza.

...i tak nastała noc, a po niej kolejny dzień...




Dzień rozpoczął się przeraźliwym pianiem koguta. Wyskoczyłem z łóżka jak z procy nie mogąc zajarzyć skąd nagle w środku nocy kogut? Za oknem jeszcze ciemność, zima i mróz a ten wydziera się jak opętany... Zapiał po raz drugi i wtedy do mnie dotarło, że to pewnie komórka Bożenki. Skoczyłem w stronę koguta i zdecydowanym ruchem zamknąłem bestii dziób!

Wstajemy i pośpiesznie pakujemy plecaki. Teraz to już mało istotne jak bedą spakowane bo przed nami tylko 2 godziny drogi do autobusu. Ważne by zebrać się szybko i jak najwcześniej zejść do Karpacza bo mamy jeszcze wielką ochotę na spacer po Wrocławiu. O siódmej stajemy w pełnym ekwipunku przed zamkniętymi na cztery spusty drzwiami wyjściowymi. Obok drzwi domofon i kartka: "DZWONIĆ W RAZIE NAGŁEJ POTRZEBY". Uznajemy, że to jest właśnie "nagła potrzeba" i dzwonimy: raz, drugi, trzeci... dziesiąty. Cisza jak makiem zasiał. Dochodzimy do wniosku, że obsługa pewnie smacznie śpi więc rozpoczynamy telefonowanie z komórki na numery schroniska. Słyszymy odzywające się na piętrze dzwonki telefonów ale dalej nikt do nas nie schodzi... Szuramy buciorami, stukamy kijkami i dalej nic. Czas mija nieubłagalnie. Grażynka w pewnym momencie znajduje niezakratowane okienko w umywalni i postanawia się tamtędy ewakuować. Trochę jest wysoko więc najpierw wyrzuca przez okno plastikowy kosz i próbuje sama sforsować okno. My tymczasem dzwonimy dalej na wszystkie sposoby. Jest kwadrans przed ósmą kiedy schodzi do nas gospodarz i oznajmia, że tak wczesne (!) wyjście trzeba zgłaszać osłudze w dniu poprzednim. No trudno - straciliśmy cenną godzinę ale mamy za to nauczkę na przyszłość.

Wychodzimy na zewnątrz i dostajemy w twarz zimnym podmuchem wiatru. Brrr... naprawdę cholernie wieje. Zakładamy czapki, kaptury, no i oczywiście raczki. Skoro są to po co się ślizgać? Ostatnie spojrzenie na schronisko, przewalajace się przez szczyt Śnieżki ciężkie zwały burych chmur i ruszamy dokładnie tą samą drogą którą wchodziliśmy tu przedwczoraj. Z taką tylko różnicą, że dziś jest znacznie zminiej. Na szczęście szybki marsz trochę nas rozgrzewa. Od czasu do czasu spoglądamy za siebie: chmury nad Śnieżką przybierają wściekle pomarańczowy kolor - to wschodzące poranne słońce podświetla je od spodu. Kiedy chmura przekracza szczyt - zmienia kolor na szary i stacza się ku Kotłowi Łomniczki rzednąc stopniowo. Piękny spektakl i moglibyśmy patrzeć na niego długo ale stojąc nieruchomo zaczynamy marznąć. W pośpiechu robimy kilka zdjęć próbując zatrzymać w kadrze ulotne piękno tej chwili. Wokół pusto - jesteśmy jedynymi ludźmi w tej biało-różowej lodowej pustce. Idziemy pod wiatr więc marzną nosy i zamarza oddech na włosach i wąsach ale kiedy mijamy Strzechę Akademicką i wchodzimy w las od razu robi się ciepło. Na Wielkiej Polanie spotykamy pierwszych idących w górę turystów.

Kwadrans po dziesiątej stajemy w Górnym Karpaczu, odpinamy raki i udajemy się w dół szukać autobusu. Okazuje się, że nie musimy jechać z przesiadką w Jeleniej Górze bo za kilka chwil będziemy mieć bezpośrednie połączenie z Wrockiem. Wsiadamy i jedziemy; przyklejamy nosy do szyb kierując ostatnie spojrzenie na lśniącą w przedpołudniowym słońcu Śnieżkę. O czternastej jesteśmy na miejscu.

Wrocław wita nas pochmurną aurą i choć przyjechaliśmy tu z zamiarem zobaczenia miasta, to w tym momencie najbardziej nurtuje nas myśl o śniadanio-obiedzie. Wszak wyszliśmy tak "wcześnie", że kuchnia w schronisku jeszcze nie zaczęła działalności (zaczynają od ósmej) a w Krapaczu mieliśmy zbyt mało czasu by się gdzieś rozgościć. Szybko jak to tylko możliwe, kroczymy w stronę Rynku gdzie przy ulicy Igielnej Robert zna świetną restaurację MERCADO, serwująca kuchnię bogów i faraonów, orientalną, syryjską, indyjską, włoską i grecką a także sałatki, desery i napoje. Posiłek jest pyszny i obfity, choć nie tani, ale przecież cuda we współczesnym świecie już się nie zdarzają. Dobre nie może być jednocześnie tanie. Zasiedzieliśmy się dość długo i kiedy wyszliśmy na zewnątrz zaczynało już zmierzchać. Po drodze zrobiliśmy tylko kilka zdjęć wrocławskiego Rynku oraz Opery i pobiegliśmy do pociągu.

Kraków przywitaliśmy bardzo późnym wieczorem. Byliśmy zmęczeni i szczęsliwi, pełni niezapomnianych wrażeń ale przecież o to właśnie chodziło.
Karkonosze - Wielka Polana pod Śnieżką , Midorihato
zimowe Karkonosze - lodowe chorągiewki na tyczkach wyznaczających szlak, Midorihato
Trzech mnichów na Równi pod Snieżką, Midorihato
schronisko Strzecha Akademicka w zimowej szacie, Midorihato
kosciółek św.Wawrzyńca na Śnieżce, Midorihato
Karkonosze - poranne chmury na zboczach Śnieżki, Midorihato
Karkonosze - na niebieskim szlaku wiodącym na Śnieżkę - okolice Kotła Małego Stawu, Midorihato
Karkonosze - na Równi pod Śnieżką - w tle szczyt Śnieżki, Midorihato
Karkonosze - schronisko Strzecha Akademicka , Midorihato
Karkonosze - kościółek św.Wawrzyńca na Śnieżce, Midorihato
Karkonosze - poranek pod Śnieżką - okolice Domu Śląskiego, Midorihato
kto mnie zaniesie na górę?, Midorihato
Karkonosze - zahibernowane świerki na Równi pod Śnieżką, Midorihato
Karkonosze - w drodze do Strzechy Akademickiej, Midorihato
180 stopniowa panorama ze Śnieżki w kierunku E-N, Midorihato
Karkonosze - okolice Domu Śląskiego pod Śnieżką, Midorihato
bajkowe klimaty w Karkonoszach, Midorihato
zima na Równi pod Śnieżką w Karkonoszach, Midorihato
Karkonosze - okolice Wielkiej Polany, Midorihato
Karkonosze - Galeria Sztuki na Śnieżce, Midorihato
rozgrzewka pod Słonecznikiem w Karkonoszach, Midorihato
Karkonosze - zawiany szlak w okolicach Strzechy Akademickiej, Midorihato
Karkonosze - czarny szlak z Przełęczy pod Śnieżką na Kopę, Midorihato
Karkonosze - ze szlaku do Strzechy Akademickiej widok na Kopę, Midorihato
Karkonosze - szczyt Śnieżki zimą, Midorihato
karkonoski Słonecznik zawiany śniegiem, Midorihato
w drodze na Śnieżkę - okolice Strzechy Akademickiej - widok na Kowary, Midorihato
Karkonosze - na czerwonym szlaku tuż pod szczytem Śnieżki, Midorihato
Karkonosze - szlak z Górnego Karpacza do Wielkiej Polany, Midorihato
zima na szczycie Śnieżki, Midorihato
Karkonosze - w zawiei dochodzimy do Slonecznika, Midorihato
Karkonosze zimą - okolice Strzechy Akademickiej, Midorihato
miejsce tragicznej śmierci czeskich ratowników pod szczytem Śnieżki, Midorihato
Czarny Grzbiet - widok z Rówienki przed Wielką Polaną, Midorihato
ufff! Śnieżka zdobyta!, Midorihato
pochłania nas chmura - nad Kotłem Małego Stawu w Karkonoszach, Midorihato
Karkonosze - na niebieskim szlaku tuż powyżej Strzechy Akademickiej, Midorihato
Karpacz - Świątynia Wang - początek niebieskiego szlaku na Śnieżkę, Midorihato
panorama Upskiej Jamy w Karkonoszach, Midorihato
Kopa - widok z Rówienki przed Wielką Polaną, Midorihato
górna stacja kolejki na Kopę - widok z Rówienki przed Wielką Polaną, Midorihato
podejście pod szczyt Śnieżki - widok na Studnicką Górę, Midorihato
koniec słonecznej pogody - na Smogorni w Karkonoszach, Midorihato
Karkonosze - Kocioł Małego Stawu - widok z niebieskiego szlaku na Śnieżkę, Midorihato
Zaklinanie, czarowanie..., Midorihato
ze szczytu Śnieżki widok na Pogórze Karkonoskie i Góry Izerskie, Midorihato
Ewangelicka Świątynia Wang w Karpaczu, Midorihato
budynek restauracji i Obserwatorium Meteo na Śnieżce, Midorihato
para staruszków w drodze na Śnieżkę, Midorihato
Karkonosze - spomiędzy gęstych chmur przegląda słońce, Midorihato
Karkonosze - Galeria Sztuki na szczycie Śnieżki, Midorihato
wnętrze świątyni Wang, Midorihato
na Śnieżkę mogą wejść wszyscy - niezależnie od wieku, Midorihato
Karkonosze - Schronisko Samotnia w Kotle Małego Stawu, Midorihato
Avatar użytkownika Midorihato
Midorihato
Komentarze 14
2009-01-24
Moje inne podróże

Wycieczka na mapie

Zaczarowane Podróże - dawniej podroze.polskieszlaki.pl
Copyright 2005-2024