Sokolica w Pieninach z Krościenka

Sokolica ze słynną sosną już od dobrych kilku lat była moim małym marzeniem, ale jakoś się nie składało. Już w zeszłym roku zaplanowaliśmy z Łukaszem taki wypadzik w Pieniny z okazji naszej 15-tej rocznicy ślubu. No i udało się, choć nie przypuszczałam, że będę wchodzić na ten szczyt w ciąży 🙂 Na szczęście nie jest to daleka trasa i nie jest też bardzo męcząca, więc dałam radę. Dziewczyny nasze zostały z Dziadkami w domu, tylko Amelka siłą rzeczy była z nami 😉 No i może dobrze, bo na górze, na tych skałach miękkie nogi miałam na samą myśl, że dzieci nasze miałyby tu skakać. A młodzież przesiadywała długo za barierkami, na skałach, ponad tą skalną przepaścią, spadającą w dół do Dunajca jakieś 300 m!
Chcieliśmy iść ze Szczawnicy, ale na szlaku z tamtej strony jest prom - łódki przewożące przez Dunajec (3 zł od osoby), a te dopiero działały od 15 kwietnia czyli od niedzieli, a my atakowaliśmy Sokolicę w sobotę 🙂 Tak więc został nam zielony szlak od strony Krościenka, który dopiero wyżej łączy się z niebieskim biegnącym od Szczawnicy. Dobrze się stało, bo tym sposobem poznaliśmy obie okolice, a szlak wiodący z Krościenka jest malowniczy i całkiem wygodny, ponoć os Szczawnicy jest stromiej.

Samochód zostawiliśmy przy tablicach Pienińskiego Parku Narodowego, do 20 kwietnia opłaty nie są pobierane za wstęp do Parku, więc spacerkiem ruszyliśmy, najpierw laskiem, potem nad malowniczym Dunajcem i potem już systematycznie do góry. Miejscami są drewniane barierki i schody. Od niebieskiego szlaku robi się stromiej i skałki, tam też zaczynają się metalowe barierki prowadzące aż na szczyt. A ten jest wspaniały. Myśleliśmy, że będziemy sami, ale nic bardziej mylnego, już na szlaku wyprzedziło nas trochę turystów (pierwszy raz czas pokazywany na tablicach był dla mnie, szliśmy bitą godzinę, jak wskazywały tabliczki, zawsze sporo nadrabiamy czasu, ale teraz celowo wzięłam sobie to na spokojnie, tym bardziej że sapanie nie pozwolio by mi nawet na szybsze tempo 🙂) Na szczycie natomiast było jeszcze więcej osób. Długo wszyscy siedzieli kontemplując widoki, jako i my. Jeszcze chyba nigdy tak dlugo na szczycie nie siedzieliśmy. Tak więc ludzi napływało, a mało co odchodziło i tak wszyscy wisieli na barierkach albo i za nimi. Zdjęcia i selfiki nie kończyły się, każdy z komórką, a ja nawet na 2 sprzęty, trochę aparatem, trochę komórką. No i w przerwach oczy same bez dodatkowych szkieł nie mogły się też napatrzeć 😉
Pogoda trafiła nam cudna, na szczycie byliśmy koło południa i pięknie było widać Tatry, na widok których zaniemówiliśmy 🙂 Dobrze, że plany Sokolicowe były w sobotę, bo niedziela już taka łaskawa nie była, słońce przebłyskiwało, ale cienkie chmurki zasłoniły całe niebo, tym bardziej Taterki. Ładnie też z Sokolicy było widać w dole przełom Dunajca i pełną rowerków Drogę Pienińską, a następnego dnia zrobiliśmy wymiankę, z dołu, z poziomu Dunajca patrzyliśmy na górującą skałę Sokolicy.
