Śnieżnica i Ćwilin. Beskid Wyspowy.

Przyszedł w końcu czas na wędrowanie po Beskidzie Wyspowym, który ze względu na charakter ukształtowania terenu ,jest bardziej wymagający niż spacery po innych Beskidach. Przeszliśmy przez dwie nie wysokie górki , a przewyższenie sięgneło na całej trasie prawie 1000 metrów . Ot cały urok Wyspowego !!!
Zaczynamy w miejscowości z której pochodzi nasza utytułowana biegaczka narciarska Justyna Kowalczyk, a dokładniej z dworca PKP, nieczynnego zresztą. Jest to dworzec wybudowany przy koleji pochodzącej jeszcze z zaboru austriackiego. Dodatkową ciekawostką jest fakt ,że Stiven Spilberg kręcił tu sceny do filmu "Lista Schindlera". A teraz dworzec nieczynny i jak widać na zdjęciach dewastowany.

Nasz szlak zaczynamy pod stacją narciarską Śnieżnica i dla lepszych widoków nie idziemy niebieskim ,który wiedzie przez las ,tylko bezpośrednio stokiem. Jest bardziej męczące ale i bardziej atrakcyjne. Nadrobilismy też kilka cennych minut , gdyż prognozy na dzisiaj nie były zbyt optymistyczne. Na górnej stacji wyciągu robimy szybkie śniadanko i stąd już niebieskim do rezerwatu na najwyższy szczyt pasma Śnieżnicy (1007mnpm).Równie szybko udajemy się lasem na przełęcz Gruszowiec ,by w barze "Pod Cyckiem" wypić kawę i ewentualnie jakąś zupkę. Niestety nasze tempo było za dobre . Otwierają w niedzielę o 11 , a my jesteśmy tuż po 10. Przewodnikowe 2h15 z Kasiny zrobiliśmy ze śniadaniem w 1h45m.Groźba spotkania z zapowiadanymi burzami pozwala wyzwolić w człowieku niesamowitą energię. Na szczęście stoliki przed barem były dostępne, więc rozsiedliśmy się wygodnie i nabieramy sił przed największym wyzwaniem tego dnia. Cwilin zdobywany niebieskim! Potocznie nazywany ścianą płaczu! Z barem Pod Cyckiem związana jest jak najbardziej prawdziwa historia wizyty Jana Pawła II,który postanowił tą drogą jechać samochodem do Nowego Sącza. Władze uznały ,że nie może przejeżdzać obok tak nazywającego się lokalu , więc nakazały zamalować szyld i zmienić go na "Pod Śnieżnicą". Dziś jednak napis choć zniszczony jest widoczny dobrze.
Rozpoczynamy stromą wędrówkę na Polanę Michurową.Niby przez las ,ale słońce przebijające się przez liczne luki w drzewostanie i naprawdę parne powietrze, dają się nam we znaki . Mimo to szczyt zdobywamy prawie z marszu. I znów lepiej jak czas z mapy! Dzisiaj mamy tzw grupę mobilną. Wszyscy wiedzieli czego się można było tu spodziewać. I tak nie mineło południe a my już na Ćwilinie (1072mnpm). Pogoda jak narazie wytrzymuje więc nie spieszymy się z zejściem. Podziwiamy rozległą panoramę ,która przerosła nasze oczekiwania. Oprócz Tatr i Beskidów,można było dostrzec Wielki Chocz ( będę tam w niedziele)a także ledwo widoczną Małą Fatrę.Z drugiej strony widok na Pieniny i wschodnie Beskidy. Aż dziwne ,że na Ćwilinie nie ma schroniska . To wymarzone miejsce na odpoczynek dla łazików!!!

Po oglądnięciu ołtarza na polanie ruszamy w dół do Mszany przez Czarny Dział (673mnpm) i dalej obieramy zejście ze szlaku by zdobyć Grunwald (Wsołowa 624mnpm). Po drodze nie mogłem nie zapytać napotkanej osoby " Którędy na Grunwald". Wreszcie nasze poselstwo szczyt osiągneło i ..... niestety nie mieliśmy nagich mieczy! Na szczycie obserwujemy jak zapowiadane burze coraz bardziej zbliżają sie do nas ze wszystkich stron. Przyśpieszamy nieco w kierunku miasta i dosiegają nas pierwsze krople deszczu. Niektórzy w pośpiechu wyciągają peleryny a ja chłonę ciepły wiosenny deszczyk,który niestety zaraz przestał padać . Pogrzmiało ,pobłyskało i przeszło bokiem. A nam zostało przeprawić się przez Mszankę i zjeść obiad w poleconej nam przez "tubylca" restauracji "Awanti". Jedzeni dobre , ceny przystępne i piwo zimne!!!
Wycieczka bardzo udana i nadzwyczaj krótka (czasowo). Po drodze podziwiamy jeszcze tęczę nad zbiornikiem w Swinnej Porębie i wogóle nie zmęczeni ,acz zadowoleni wracamy do domu !!!


