Tydzień Kultury Beskidzkiej - Wisła

Upalna sobota, a my z wnuczką wybieramy się na rowerach do Wisły na rozpoczęcie Tygodnia Kultury Beskidzkiej. Upał daje popalić, ale pędzimy bez odpoczynku, na postoje będzie czas w drodze powrotnej, bo i zmęczenie będzie dawało się we znaki.

Docieramy, tłumy turystów spaceruje po deptaku wiślańskim i rynki i parku, gdzie wiele atrakcji i pięknych ludowych wyrobów. Co kawałek stoisko ze wspaniałym ręcznymi wyrobami i czosnki suszone i malarze wystawiający swoje piękne obrazy, nie zabrakło rzeźbiarzy a i koronczarki szydełkujące śliczniutkie delikatne koronki i jeszcze wiele , wiele innych wyrobów.
Co rusz to stoiska z przysmakami, gofry, oscypki z żurawiną, i z daleka zapachy pieczonych mięs…aż ślinka leci.

Na rynku mała estrada, gdzie przygrywają zespoły ludowe, nie tylko nasze, ale z różnych stron świata, w amfiteatrze dopiero w godzinach popołudniowych będą występy, a nad wszystkim czuwa prof. Hadyna.
Obeszłyśmy wszystkie kramy, posłuchałyśmy muzyki ochładzając się w cieniu nad fontanną, więc cóż bierzemy się w drogę powrotną, bo jeszcze w planie Ustroń, a upał coraz mocniejszy, więc jadąc wałem Wisły, co rusz ochładzamy się w wodzie.



Tak docieramy do Ustronia, gdzie posilamy się w Diablim Dołku, bardzo smaczne jadło, chociaż nazwa dosyć przerażająca. W jadłodajni pracuje znajomy z internetu, więc go poznaję osobiście , do tej pory tylko znajomość rozwijała się wirtualnie. Bardzo przyjemnie pogawędziliśmy, dowiedzieliśmy się ze pokazy militarne w Ustroniu, ale że ani mnie i wnuczki to nie interesuję, więc odwiedziliśmy pomnik przyrody Dąb Sobieskiego z 17 wieku zasadzony na pamiątkę przemarszu wojsk J. Sobieskiego.
Znowu na wał wzdłuż Wisły i dalej do Skoczowa, gdzie zostało już tylko 10 km. do przebycia.
