BESKID MAŁY - LESKOWIEC

Moja mała wyprawa z nowymi znajomymi od wędrowania Jadzią z Kent i Stachem z Ustronia.
Pogoda zapowiada się na ładną, w górach jeszcze śnieg, w dole już coraz bliżej wiosny. Ruszamy z Jagódek szlakiem czarnym, który krótki, ale za to stromy, więc rozbieramy grube swetry…by się za mocno nie zgrzać i tak w dobrych humorach dochodzimy do Szlaku Białych Serc – jest to szlak dla mniej wprawnych piechurów, my jednak dalej czarnym, który wiedzie stromo, och stromo…
Czym wyżej to piękniej i tak dochodzimy do strefy mgieł, gdzie powinny rozciągać się piękne widoki a widzimy tylko białe mleko… i drzewa, które opatulone w szadź, a to takie piękne widowisko, taki raj dla oczu, które trudno wyrazić słowami…piękne, po prostu piękne?
Dochodzimy do rozwidleń, (wieje watrzysko na tym rozwidleniu, oj wieje) w lewo do schroniska, w bok do Kaplicy Jana Pawła II a w prawo do szczytu…o słoneczko zaczyna pokazywać swoją buźkę…my podążamy na szczyt Szlakiem Buków ( szlak czerwony). Na szczycie jeszcze mgła,…ale nieśmiałe przebłyski są coraz większe, a w dolinach jeszcze zalegają mgły - widoków brak.
Na szczycie focenie i w drogę powrotną, bo teraz czas na zwiedzenie kaplicy Jana Pawła II, gdzie już nam towarzyszy słońce, które mocno zaczęło przygrzewać.
Promienie słońca, szadź na drzewach, wszystko się mieni, drga, świeci, cudo, cudo i już brama do kaplicy i Droga Krzyżowa w o kół kaplicy…modlitwa, trochę zdjęć i schodzenie do schroniska, gdzie wszystko dookoła podziwiamy i zachwycamy pięknem oszronionych gałązek.
Cytat jednej z koleżanek Stacha „ Radość niebios, że tu przybyliśmy i w podzięce dostaliśmy promyki słońca” piękne słowa.
Schronisko wybudowane przez Czesława Pancewicza w 1932r .i w tym 75 letnim przybytku odpoczywamy przy herbatce, kawce, posilamy się, by nabrać sił w dalszą drogę, pieczątki ozdobne wbijamy do książeczek…
I znów na szlaku, teraz kolor, który nam towarzyszy to zielony, mijamy Magurę Ponikiewską, zwaną dawniej Królewizną i znów wchodzi się w krainę baśni, niebo błękitne, słońce grzeje, sadź leci z drzew, dający odgłos łamanych gałązek, śnieg twardy zmrożony, że idzie się jak po równiutkim stole, a chrzęst pod nogami taki, ze nie słychać własnych myśli. Przyjemne schodzenie, chociaż widoczków na góry wiele nie ma.
Humory nam dopisują, wiec szybko czas leci, a przed oczami cóż widzimy…Świnną Porębę z historyczna zaporą, która do dnia dzisiejszego nieczynna, nieużyteczna…miała być, a czy kiedykolwiek będzie, „ oto jest pytanie…”
Przystanek, za 5 minut busik do Wadowic, gdzie zaraz autobus do Cieszyna…Jadzia wysiada w Kozach, ja w Skoczowie, a Stach czeka na połączenie do Ustronia…
Piękne wędrowanie…mam nadzieję, że pogoda dopisze, więc do soboty