Wędrówka szlakiem historii, dolnośląskiego złota i agatów.

Ze Szklarskiej Poręby jedziemy w kierunku Jeleniej Góry, ale za Piechowicami skręcamy w prawo i dalej już bocznymi drogami- takimi jakie lubimy. Po drodze mamy do zobaczenia same dolnośląskie perełki.
Na początek wieś- Stara Kamienica. Z przewodnika dowiedziałam się, że znajdują się tutaj ruiny zamku rycerskiego. Niełatwo je było odnaleźć, ale z pomocą mieszkańców, którzy podpowiedzieli jak dojechać najbliżej- trafiliśmy. Kiedyś zamek rycerski- dzisiaj ruina baszty bramnej, wysoka na dwa piętra, z reliktem kamieniarki okiennej. Części mieszkalne z częściowo zasypanymi piwnicami. Całość jest zaniedbana i w dużym stopniu porośnięta pokrzywami i choć w fosie od dawna brakuje już wody, nie zdecydowaliśmy się na spenetrowanie ruin.

Tuż obok znajduje się kościół pod wezwaniem Ścięcia Głowy Św . Jana Chrzciciela. Świątynia murowana, w stylu gotyckim pochodzi z końca XV wieku. Wchodzimy do środka, podziwiamy płaski kasetonowy ręcznie robiony strop. Uwagę naszą zwraca też zabytkowa ambona – jedna z najpiękniejszych na ziemi jeleniogórskiej, uznawana przez artystów za perłę Karkonoszy . Przez duże okna wpada sporo słońca, więc możemy do woli podziwiać wnętrze kościoła. Piękny ołtarz, zadbane wnętrze.
Jedziemy dalej. Kolejna perełka na trasie to Barcinek. Przez niewielki mostek z resztką czegoś co było kiedyś bramą, podążamy oglądać cudeńko… Około 1565 r. Peter von Redewitz ufundował tutaj renesansowy dwór. Rezydencja została przebudowana w 1772 r. na barokowy pałac, a podczas kolejnej przebudowy, wzniesiono między innymi kwadratową wieżę. Jest piękna! Góruje nad okolicą i daje świadectwo przeszłości. Sama budowla sięgała wysokości trzech kondygnacji. Do 1945 r. była własnością rodziny von Wartenberg i ich spadkobierców.

Po wojnie pałac miał stanowić letnią rezydencję Prezydenta Rzeczypospolitej, lecz ostatecznie na planach się skończyło, bo został przekazany miejscowemu PGR-owi. Opuszczony w 1971 r. pałac popadał w ruinę i do dnia dzisiejszego taką pozostaje. W chwili obecnej zachowała się wieża zwieńczona hełmem, ściany nośne oraz pomieszczenia parteru i piwnic.
Obok pałacu widzimy zdewastowaną dawną oficynę i opuszczone gospodarstwo rolne. Teren wokół ogrodzony, pałac można zobaczyć tylko z zewnątrz. Obchodzimy posiadłość, ale mur otaczający dawną rezydencję, a także pokrzywy i niesamowite chaszcze bronią do niej dostępu. Nic z tego.



W Pasieczniku- w lokalnej piekarni przy drodze- kupujemy chleb. Kukurydziany, jeszcze ciepły ! Niedrogi a smaczny. Polecam to miejsce.
Przejeżdżamy przez miejscowość Pławna. Jej nazwa to nawiązanie do średniowiecznego wypłukiwania złota – „pławienia”. Na znalezienie złota nie liczymy, ale na pewno nas czymś zaskoczy…

I zaskoczyła! Już przy wjeździe wielki baner- „Pławna miejsce magiczne” oraz ... dumnie górujący nad okolicą, Wielki Jeleń. Skojarzenie z Misiem Barei całkiem zasadne :-) Po obu stronach drogi- zamki , budowle obronne i potężne figury postaci historycznych, z legend i bajek. To Zamek Legend Śląskich. Robi wrażenie! Można tam poznać okoliczne legendy, wprawić w ruch tajemnicze lalki, ale także poznać tajniki kowalstwa, litografii i ceramiki. Bilet wstępu 14,-zł
Hm …Nie ukrywam, że miejsce to niezwykłe, chociaż o gustach nie dyskutuję.

Nad wsią góruje zabytkowy kościół św.Tekli. Przy końcu wsi, przy moście nad rzeczką Kózka widzimy figurę św. Jana Nepomucena. Rzeźba świętego stoi na wysokim postumencie, który osadzony jest w dnie potoku. Patron chroniącym przed powodziami i wzburzonymi wodami. Często spotyka się go przy mostach, ale na postumencie stojącym w wodzie widzę figurę świętego po raz pierwszy.
Jest coraz cieplej, słońce grzeje. Wjeżdżamy do Bolesławca. Miasto słynie z wyrobów ceramicznych i mamy nadzieję na zakupy tych wyrobów w dobrej cenie – w przyfabrycznym sklepie firmowym. Złudzenia!



Odwiedzamy dwa sklepy i kupujemy w końcu jakiś drobiazg. Mieliśmy jeszcze w planie zobaczenie Muzeum Ceramiki, ale coraz większy upał mobilizuje nas do opuszczenia nagrzanego miasta.
Kierunek Lwówek Śląski! Przejeżdżamy przez Brunów. Z dala widać pałac –w stylu barokowym . Przechodzimy przez bramę…

Przed nami pałac, stajnia z powozownią, park z kaplicą rodzinną, fontanna, kordegarda. Wszystko w otoczeniu zadbanego parku angielskiego. Na ścianie szczytowej stajni widzimy herb rodziny Cottenet. W południowym skrzydle pałacu podziwiamy piękną oranżerię i ośmioboczną wieżę. Pałac jest pokryty dwuspadowym dachem z naczółkami. Przed wejściem parasole. Można się tutaj napić kawy i odpocząć.
Czytamy historię pałacu: wybudowany w 1750 roku należał do znanego i majętnego śląskiego rodu Zedlitz. W 1933 roku rezydencja została przejęta na szkołę sportową Hitlerjugend, a następnie stała się własnością nazistów. Zaraz po zakończeniu II wojny światowej pałac wraz z zabudowaniami został ogołocony z wyposażenia i częściowo zniszczony. Obecnie pałac jest odrestaurowany. W stylowych wnętrzach pałacu, powozowni i oficyny i znajduje się hotel. Miejsce piękne, klimatyczne, kameralne. Kolejna perełka na trasie naszego zwiedzania.

Jedziemy do Lwówka Śląskiego- Agatowej Stolicy Polski. Obywa się tam impreza plenerowa której głównym elementem jest międzynarodowa giełda minerałów, wyrobów z nich i skamieniałości, prawdopodobnie największa mineralogiczna impreza w Polsce. LWÓWIECKIE AGATOWE LATO!
W centrum Lwówka nieprzebrane tłumy. Dziesiątki- setki chyba straganów z wystawionymi do sprzedaży minerałami i wyrobami jubilerskimi. Nie widomo gdzie patrzeć i w którym kierunku iść! Znajdujemy stanowisko z prezentacjami cięcia i szlifowania kamieni ozdobnych. Za jedyne 5,- wybieram sobie jeden z kamoli, który zostaje przecięty i w jego wnętrzu ukazuje się piękny- choć nie wypolerowany agat. YES!



Tuż obok chata walońska z rekonstrukcją wyrobiska agatowego. Na estradzie odbywa się jakiś koncert. Nie słyszę jaki, bo z potężnych głośników wydobywa się głośny huk. Uciekamy do budynku Ratusza, gdzie prezentowana jest wystawa pt. „Kolorowy Świat Minerałów Miedzi”. Podziwiamy eksponaty z całego świata. Uwagę naszą zwracają minerały znalezione w pobliskich Płóczkach Górnych. Obiecujemy sobie, że koniecznie musimy tam pojechać. Następnym razem. Obowiązkowo.
Dzień chyli się ku wieczorowi. Wracamy do Szklarskiej Poręby przez Kromnów. Przy drodze widzimy drewniany kościół. Na wysokiej podmurówce prezentuje się okazale. Oglądamy go z zewnątrz. To ostatnia perełka na dzisiaj.
