W poszukiwaniu krasnali

Docieram bardzo bladym świtem. Na dzień dobry perełka na skalę Polski – skąpany w słońcu, pięknie odnowiony, z wieżyczkami – dworzec PKP. Na zewnątrz – przed samym dworcem fontanna, ławeczki i mnóstwo zieleni. Tu jak nigdzie najbardziej trafne robi się powiedzenie, ze dworce są wizytówką miasta. Już wiem, ze im dalej w dzień tym będzie lepiej. Z kawą w ręku, bo na dworcu działa Starbucks z najlepszą na świecie kawą, galopem udaję się na stare miasto. W centrum śpiącego jeszcze rynku puszy się dumnie późnogotycki ratusz otoczony budzącymi się powoli uroczymi kamieniczkami. Tu trzaśnie okno, gdzieś tam zaskrzypi otwierana brama. Wróćmy jednak do Ratusza. Wspaniała budowla z najstarszym w Polsce dzwonem zegarowym. W piwnicy tego przybytku kryje się Piwnica Świdnicka, najstarszy lokal w Europie. Jest i taras widokowy niestety niedostępny dla zwiedzających, a szkoda, bo frajdą byłoby wspinanie się na niego po 8-metrowej drabinie.
Z uwagi na wczesną godzinę na rynku tylko panie i panowie sprzątający, gołębie i ja. Ja w poszukiwaniu krasnali. Bo to jest mój cel na to miasto. Nie zabytki, choć wspaniałe, nie zabudowa, choć tak inna od wschodniej Polski i tez piękna, ale właśnie krasnale.
I wcale długo szukać nie muszę, bo już przy kamieniczkach Jasia i Małgosi trafiam na te sympatyczne maluchy.
Kochani, pozwólcie, że przedstawię: Oto Śpioch, strażnik bram do podziemnego świata. Strażnik może ciut nieudany, bo wiecznie w objęciach Morfeusza, budzi go tylko zapach pysznego jedzonka. Krążą słuchy, ale to tak na uszko Wam powiem, że chrapanie Śpiocha pełni funkcje sygnalizacyjną. Gdyby ktoś kiedyś zapomniał gdzie wejście się znajduje, to wystarczy posłuchać skąd chrapanie się rozlega i trafi jak po sznurku. Ale o tym cicho sza, bo podobno jak śpioch to usłyszy to taką wiązankę potrafi puścić, ze uszy więdną. Tuż obok Śpiocha spotkacie Pożarki – dwa małe ludki zawsze w pełnej gotowości by chronić dużych ludzi przed ogniem. Jest i Weteran: najbardziej zasłużony wśród krasnoludzkiej braci, przypominać ma nam o szacunku wobec tych, którzy walczyli na frontach. A teraz dwa moje ulubione: Ogorzałek i Opiłek. Przycupnęły sobie przy ul. Świętego Mikołaja i w nosie mają wszelkie zakazy, zupełnie oficjalnie polewają i popijają gorzałkę. Że też Papa Krasnal im na to pozwala. Jak zgłodniejecie to na Rynku, przy pizza hut czeka na Was Obieżysmak zwany łakomczuchem. Ale nie mówcie tego głośno, bo bardzo tej ksywki nie lubi. Objedzony po uszy drzemie sobie błogo przed wejściem, albo duma co by tu jeszcze gdzieś przekąsić. Bardzo lubi rynek, bo to właśnie tu są wszystkie najlepsze bary, cukiernie, restauracje. Pozostając w temacie jedzenia podpowiem, ze musicie odwiedzić piekarnio – restaurację Pan Croissant, tam na parapecie przycupnął krasnal Rogalik. I wierzcie jest znakomitą konkurencją dla krakowskich przekupek – nawołuje i zachęca tak, ze nie sposób mu odmówić. Z kolei przy Wita Stwosza rozlokowały się Ciastuś i Amorinek. Zwiedzione zapachami cukierni Amorino przybyły i zostały. I teraz dzielnie wspinają się po ścianie lokalu dbając by nie zabrakło tych wszystkich pyszności, dla których tam przychodzimy. Nie, nie zapomniałam – jest i Bartonik przy lodziarni Barton – siedzi i wcina lody aż mu się uszy trzęsą. Niestety nie chciał zdradzić, który smak lubi najbardziej.
Spacerując wciąż napotykam te sympatyczne skrzaty, np. Suvenirka, który przy informacji turystycznej zaprasza do zakupu prezentów. Niedaleko, bo przy placu solnym usadowił się największy leniuch w krasnoludzkim świecie. Oto Dialogomir, który prowadzi bardzo niezdrowy styl życia, siedzi całymi dniami w fotelu, ogląda telewizję i gada przez telefon. A spróbujcie mu zwrócić uwagę; łypnie okiem i uda, ze nie słyszał. O, i kolejny do mnie macha. Tynquś, bardzo zapracowany, bo jest wszędzie tam gdzie odpadają tynki, poprawia wszystkie budowlane niedociągnięcia w mieście. Zdradził mi z nieśmiałą miną, ze od zawsze chciał być rzeźbiarzem, artystą, ale niestety…Życie krasnoludzkie spłatało mu figla. Tym większe brawa dla tego ludka, bo dzielnie sobie radzi i pięknie odnawia wszystkie budynki. To właśnie on zachęca mnie do odwiedzin u Syzyfków. Dwie bardzo pracowite gapy tak się zaangażowały w remont miasta, ze nie zauważyły jego końca. I tak zostały sobie przy ulicy świdnickiej, gdzie jeden pcha a drugi próbuje podnieść wielki kamień. Proszę, żeby odpoczęły, ale one chcąc się mnie pozbyć kierują do Pocztowca. A Pocztowiec siedzi sobie w środku poczty, na skrzynce na listy. I kto tylko wejdzie może liczyć na kilka miłych słów i mnóstwo ploteczek ze świata krasnali. I tym sposobem wiem, ze kiedyś listy roznosił Gołębnik, ale że on rzadko czas miał to i listy nie dochodziły regularnie. Poza tym Gołębnik lubi podróże więc często Go nie było. Odkąd Pocztowiec się tym zajmuje wszystko gra i buczy. Gołębnika znajdziecie na parapecie z tyłu ratusza.
Kochani: Krasnali jest ponad 300, na znalezienie wszystkich i opisanie ich przygód trzeba chyba miesiąca. Ja jednak jeszcze dodam kilka szczegółów z odwiedzin u Turysty, który podpowiedział gdzie trzeba pojechać i co zobaczyć (ja z moimi podróżami to przy nim pikuś),. Spotkałam się jeszcze z Życzliwkiem, siedzi sobie na latarni ze słonecznikiem w ręce i domaga się głaskania. On lubi a nam to szczęście przynosi. Jest i Wypłatnik, ten to znalazł sobie świetne miejsce. Zasiadł pod bankomatem Banku zachodniego WBK. Z usług tego banku korzystają krasnoludki, bo pełna nazwa tej instytucji brzmi: Bank Zachodni WBK, oddział krasnoludzki. Da się?? Da się, nawet bankowcy wierzą, wiec Wam nie wypada nie.
Specjalnie na koniec zostawiłam krasnoludka, którego imię powie w którym to ja pięknym mieście się z nimi spotkałam (jeśli się ktoś nie domyślił). Mój końcowy towarzysz to WROCLOVEK – miłośnik karmelowego piwa, strażnik kamieniczki Małgosia – podobno niezłe imprezy tam po nocach się dzieją. Będę miała okazje sprawdzić, bo mnie osobiście zaprosił. Tak… tym miastem magicznym i bajkowym jest Wrocław. Przyjeżdżajcie i szukajcie krasnali, idźcie na Ostrów Tumski, zawieście swoją kłódeczkę na moście miłości – chociaż miejsca już tam tyle co kot napłakał, wjedźcie na wieżę katedry, zeby zobaczyć Wrocław z lotu ptaka. A potem błąkajcie się po ulicach, zaułkach, chłońcie atmosferę, bo pięknie jest. Bo bajkowo jest. Bo warto.
* Ciekawostka końcowa dotycząca krasnala zwanego Więziennikiem. Otóż: ulicą więzienną szłam 4 razy. I za każdym razem nie mogłam go znaleźć. Piąty raz poszłam tamtędy bo miałam bliżej. I co?? Ano był, przykuty do kraty macha do mnie i woła. Już miałam go ominąć z wielkim fochem, ale przypomniało mi się, ze był na sali rozpraw w sprawie weryfikacji wyroku. Niestety, nie uznali, siedzi więc dalej a końca kary nie widać.