Zamek krzyżacki w Malborku
W końcu wybraliśmy się do zamku w Malborku, wybieraliśmy się tam jak sójka za morze bodaj od dwóch lat. I zawsze coś nie pasowało, lub krzyżowało nam plany.
Tym razem, choć zabrzmi to nieco dziwnie, trochę spontanicznie podjęliśmy decyzję o wyjeździe. Dojazd do Malborka od nas jest niezwykle dogodny, autostradą A-1, chwila moment i jest się na miejscu.
O zamku nie będę się zbytnio rozpisywał, bo każdy pewnie zna choć w zarysie jego historię, układ (podział na zamek niski, średni i wysoki) i inne ciekawostki. Napiszę tylko tyle, że pogodę mieliśmy super (no, może było nieco za ciepło, ale wewnątrz grubych zamkowych murów było przyjemnie), nasza sympatyczna przewodniczka (starsza pani po 70-tce) posiadała ogromną wiedzę i odpowiadała bardzo wyczerpująco na każde pytanie turystów.
Zanim udaliśmy się do kas po bilety, to obeszliśmy prawie cały zamek dookoła (jego ogrom robi naprawdę wielkie wrażenie!) , aż doszliśmy do kościoła św. Jana Chrzciciela, ale niestety, nie porobiłem zdjęć ani na zewnątrz, ani wewnątrz. Zaś po samym zwiedzaniu zamku zeszliśmy jeszcze do młyna zamkowego i do ogrodów. Szkoda, że kaplica zamkowa nie była udostępniona do zwiedzania z uwagi na prace remontowe.
Jako podsumowanie, napiszę tylko, że największe wrażenie zrobiło na mnie…wszystko. Zamek w Malborku, to obiekt, w którym trzeba po prostu być! No, ale ceny biletów są z lekka zbójeckie, ale warto w sumie wydać te parędziesiąt złociszy...