Mirów i Bobolice zimą

Po bardzo szybkim obejrzeniu Żarek poza obiektami, które zwiedzaliśmy we wnętrzach, bardzo chciałam jeszcze choć na chwilę zajrzeć do Mirowa i Bobolic. To rzut kamieniem, a te kamienie wyjątkowo ładne w tej okolicy hehe. Zimą dzień jest tak krótki, to największa bolączka zwiedzania zimowego, że o 16.00 już jest koniec dnia. O tej mniej więcej godzinie byliśmy w Mirowie, inaczej niż zwykle od Niegowy i pierwszy raz widziałam słynną wieżę w tej miejscowości, faktycznie fatalna jest 🙂
W Mirowie, żeby zrobić kilka zdjęć zamku, nieszczęśliwie zatrzymaliśmy się nie na szczycie górki, a w jej połowie i mało co, a już byśmy nigdzie nie zajechali dalej, bo koła nam tak na lodzie zboksowały, że odcinek 50 metrów pokonywaliśmy w tempie żółwia dosłownie, z autem działającym na najwyższych obrotach. Ikonki nam się jakieś powłączały, ale na szczęście w drodze powrotnej się wszystko uspokoiło 🙂 Ta zima 🙂 Cała droga między Mirowem i Bobolicami była biała i dosłownie zalodzona, ale udało się ją pokonać. Zdziwko było, że w Bobolicach martwa cisza, co prawda kilka aut tą drogę pokonało w naszym czasie, ale na parkingu pusto, zamek zamknięty, restauracja ciemna i pusta... Myslałam, że zimą to wszystko działa ale chyba jednak nie, a może wcześniej. Za to ładnie to wszystko zimą wygląda i pierwszy raz od dawna mogliśmy zobaczyć Bobolice bez turystów 🙂 Było już powoli ciemnawo, zdjęcia musiałam dość rozjaśnić, chwilę dzieci pozjedżały z górek i do samochodu, na szczęście mieliśmy gorącą herbatkę w termosie 🙂

W drodze do domu zauroczył nas ładnie oświetlony Rynek w Koziegłowach, to na sekundę sie zatrzymaliśmy. To już całkowita noc była, choć dopiero po 17.00 🙂