Dublin w weekend

Moje obawy wiązały się z tym, że był to mój pierwszy przelot samolotem i w dodatku leciałam sama w nieznane.
Wylot z lotniska w Krakowie był w piątek wieczorem. Na miejscu w Dublinie byłam około 23 z minutami gdzie odebrała mnie koleżanka i piętrowym autobusem pojechałyśmy do jej domku.
W sobotę zwiedzałam miasto, głównie parki, których tutaj jest bardzo wiele. Poszłam też nad morze, które nieco nam "uciekło" z powodu odpływu. Byłam przy słynnej Igle, przeszłam się ulicą pełną pubów, byłam w polskim sklepie, na dziedzińcu jakiegoś zamku (niestety nie pamiętam co to był za zamek) i po południu spotkałam się z jeszcze jedną koleżanką.
W kolejny dzień postanowiłyśmy wybrać się do Bray, miejscowości położonej blisko morza oddalonej od Dublina o ok. 30 km. Pojechałyśmy tam pociągiem z Connolly. Akurat przyświecało słoneczko więc posiedziałyśmy na kamieniach wśród mocno huczącego morza. Jednak po chwili trzeba było stamtąd uciekać z powodu szybko nadchodzącego przypływu. Jest tam poprowadzona ścieżka wzdłuż brzegu nad klifami i tam właśnie chciała mnie zabrać koleżanka ale ja zobaczyłam górkę i od razu nabrałam ochoty by tam wyjść. Okazało się, że prowadzi tam ścieżka a podejście jest krótkie i strome . Po może pół godzinie znalazłyśmy się na szczycie gdzie wznosi się betonowy krzyż. Tam ścieżka prowadziła dalej między uroczymi żółtymi krzewinkami a w dole widać było morze. W końcu jednak zeszłyśmy w dół, by wejść na ścieżkę, którą początkowo miałyśmy iść wzdłuż morza. Tą drużką wróciłyśmy do miasteczka a potem zjadłyśmy rybę siedząc przy murku ( który ledwo osłaniał przed mocnym wiatrem ) i obserwując spienione fale. Mocno już zmarznięte poszłyśmy na pociąg by wrócić do Dublina.
W poniedziałek trzeba było się pakować, ponieważ wylot miałam ok. godz 16.00 a na lotnisko trzeba było jeszcze godzinę dojechać.
Jednak miałyśmy do dyspozycji parę godzin więc pojechałyśmy do ogrodu botanicznego. Niestety tutaj wiosna już minęła i większość roślin była przekwitnięta. Mimo tego ogród jest bardzo fajny, można tam spędzić na spacerach nawet cały dzień. My nie miałyśmy aż tyle czasu, przeszłyśmy się między starymi drzewami, zajrzałyśmy do szklarni pełnej kaktusów, do ogrodu różanego i spotkałyśmy wyrośnięte wiewiórki.
Potem musiałam się spieszyć bo czas naglił.
Przelot i powrót do Polski odbył się bez problemów. Najbardziej jednak zachwycił mnie widok Tatr z lotu ptaka, których były widoczne tylko szczyty, wyłaniające się spośród chmur.
Bardzo żałuję, że nie miałam ze sobą aparatu fotograficznego. Zamieszczone zdjęcia były robione telefonem komórkowym :-)