Czechy-blisko granicy

Lato 2010 było wyjątkowo deszczowe. Nieustanne ulewy na południu Polski oraz w Czechach spowodowały liczne powodzie i przyniosły wielkie straty materialne. Najgłośniejszą tragedią był koszmar powodzi jaki wydarzył się w Bogatyni,gdzie mała zazwyczaj rzeczka w ciagu kilku godzin zniszczyła znaczną część miasta. Z niepokojem słuchalismy klomunikatów pogodowych. Urlop zaplanowany,kwatera w Dzierżoniowie zaklepana,chęć i humor dopisywały,a tu tymczasem deszczom nie było końca. Mimo to postanowiliśmy wyruszyć na szlaki Dolnego Śląska nie zważając na pogodę.
Jeden dzień przeznaczyliśmy na zwiedzanie zamku we Frydlandzie. Jest to nieduże czeskie miasteczko tuż przy granicy polsko-czeskiej. Celem naszej wyprawy był znajdujący się tam wspaniały ,wzniesiony na bazaltowej skale 3-poziomowy zamek,którego historia sięga 1278 roku. Niestety,Frydland leży niedaleko Bogatyni i w dużej mierze i to miasto 7 lipca 2010r. dosięgła powódź. Nie wiedzieliśmy o tym, a i jakoś nie przyszło nam do głowy wcześniej sprawdzić sytuację we Frydlandzie. Na miejscu okazało się,że z uwagi na straty powodziowe zamek jest zamknięty do odwołania i niestety,zwiedzania nie będzie! Jak niepyszni odczytaliśmy kartkę na barmie wejściowej z tą niewesołą informacją i podobnie jak inni niepocieszeni turyści ruszyliśmy wokół zamku,by choć z zewnątrz obejrzeć tą imponującą budowlę. I dopiero wtedy mogliśmy na własne oczy stwierdzić, jak potężne straty spowodowała powódź. Zerwana droga wzdłuż zamku,podmyta przez rzekę,zerwany most,wyrzucony na szosę,podmyte nasypy kolejowe,zerwane trakcje...wstrząsający widok. Obeszliśmy zamek dokoła i ruszyliśmy w stronę centrum miasteczka.Jednak i tam widok nie był wiele lepszy. Większość sklepów i innych pomieszczeń parterowych była pusta,by osuszyć wnętrze z nadmiaru wilgoci.Podobno ewakuowano z miasta ok 2 tys.osób. Dobrze,że wreszcie zaświeciło słońce i pomieszczenia schły otwarte na oścież. Czuliśmy się dość nieswojo w tym pięknym,ale tak doświadczonym przez żywioł miasteczku.

Nasza dalsza trasa wiodła do Liberca. Byłam tam już parę lat wcześniej i w pamięci mi utkwił piękny Rynek z okazałym Ratuszem z XIX wieku. Przespacerowaliśmy się po centrum miasta,pełnym sklepów ,banków i galerii handlowych,w większości bardzo nowoczesnym,choć strome ulice otaczające Plac Ratuszowy mają swój urok. Naszą uwagę przykuła bardzo ciekawa instalacja uliczna" Przystanek" Davida Cernego. Mogą się pod nią schronić ludzie oczekujący na autobus. Całość przypomina ogromny ,zastawiony stół,wpisany w miejski krajobraz ,służący na codzień mieszkańcom
Ostatnim etapem naszej czeskiej przejażdżki było miasteczko Jicin,kojarzące nam się głównie ze znaną czeską dobranocką o rozbójniku Rumcajsie. Centrum miasta to okazały kwadratowy Rynek z urokliwymi kamieniczkami wokół. Przez Bramę Valdicka przy ulicy Pod Kostofrankem znajduje się szewski warsztat Rumcajsa. Albowiem Jicin to podobnie jak w Polsce Pacanów-miasto bajek,pełne imprez dla dzieci. Z prawdziwą przyjemnością przechadzaliśmy się w blasku zachodzącego słońca ulicami Jicina. Warto było tu przyjechać,by choć pobieżnie poznać to ładne miasteczko.

I tak zakończyliśmy tego dnia naszą czeską przejażdżkę. Spacer po Libercu i Jicinie wyszedł nam spontanicznie,z uwagi na niemożność zwiedzania Frydlandu. I choć do dziś żałuję,że nie mogłam wtedy być na frydlandzkim zamku,to jednak mimo to dzień uważam ,za turystycznie bardzo udany.