Dolina Strążyska

Na samym początku kwietnia wybraliśmy się na wycieczkę do Doliny Strążyskiej. Była to pierwsza podróż naszego 3 miesięcznego wówczas synka Mateusza. Pogoda zapowiadała się wspaniała. Pierwszy pomysł, gdzie by tu jechać, padł na Dolinę Chochołowską. Jednak, coś co przyciąga innych, nas odstraszyło. A mówię tu o krokusach i nagłośnieniu przez media Dnia Krakusa. Tłumy w Chochołowskiej były niesamowite i za namową znajomych obraliśmy inny cel. Padło na krótką, łatwą i przyjemną (a z pewnością mniej zaludnioną) Dolinę Strążyską. Dzień wcześniej spakowaliśmy wózek (tak my wózkiem!) oraz większość rzeczy.
Rano pobudka o 6.00. Nasz maluch problemów nie miał, gdyż zawsze o tej porze domagał się jedzenia. Szybkie karmienie, pakowanie i w drogę. U wlotu Doliny byliśmy po godzinie 8. Tam czekała babcia Mateuszka i ciocia, które również wybrały się na wycieczkę z Krakowa. Zakupiliśmy bilety i razem ruszyliśmy na szlak. Z początku było chłodno. Jednak im dalej tym cieplej. Oczywiście między czasie była przerwa na karmienie. Droga jak na wózek (choć mamy terenowy z pompowanymi kołami) dość ekstremalna. Czasem wózek trzeba było przenieść kilka metrów. Daliśmy radę i po około godzinie byliśmy już pod Herbaciarnią Parzenica, gdzie serwują pyszna szarlotkę.

Tu kolejna chwila przerwy. Karmienie, przewijanie, kawka, II śniadanie i szarlotka. Razem z mężem zostawiliśmy Mateusza z babcią i ciocią i poszliśmy pod 23 metrowy wodospad Siklawica. Chwila na zdjęcia i szybki powrót. Potem zmiana. My zostajemy z malcem, a babcia i ciocia pędzą zobaczyć wodospad. Na polanie bardzo przyjemnie i cieplutko. Tłumów też nie ma, ale trochę turystów jest. Rozkoszujemy się pięknym widokiem Giewontu.
Ale wszystko co dobre szybko się kończy i trzeba wracać. Powrót do samochodu trwał około 40 min. Mateuszowi bardzo się spodobał wyjazd. Gdy tylko na chwilkę się stanęło on od razu wrzask! Cały czas oglądał górujące nad drogą drzewa. Nie było mowy aby postać dłużej. Gdy wróciliśmy na parking pożegnaliśmy babcię i ciocię. My ruszyliśmy jeszcze na chwilę do Zakopanego, a one wróciły do domu. Pospacerowaliśmy po Krupówkach, zjedliśmy obiad i wróciliśmy do domu.
