Mała Fatra

Plan trzydniowy upadł i nie powstał z kolan. Który to już raz... Wygłodzony gór wziąłbym nawet i jeden dzień. Przygotowania zaniedbaliśmy jak zwykle, w dodatku wpakowaliśmy się na miejscowe święto haluszków (kluski ziemniaczane). Był spęd Słowaków. tak że Terchowa w której sobie zamierzyliśmy nocleg pękała w szwach. W konsekwencji sporo było też ludzi na popularniejszych szlakach. Drobiazgi nieistotne w gruncie rzeczy.
A Mała Fatra? W mojej głowie od dawna. Z relacji kolegi, polecenia Słowaczek, wycieczek Emi i Dori. Czas zweryfikować wyobrażenia i zasmakować niezwykłego piękna. Obserwowałem to pasmo wielokrotnie z daleka. Z bliska te góry robią wrażenie większych, może przez głęboko wcięte doliny. Patrząc na te bajkowe krajobrazy, zielone i piękne majowe „morze”, kuszące skałki, grzbiety jak w Bieszczadach, ale też coś z Jury i coś z skalistych Tatr – wszystko to cieszy oczy. Bardzo urozmaicone są tu szlaki, od mnóstwa zwykłych choć stromych i z dużymi różnicami względnymi szlaków jak w Beskidach, przez wąwozy i kaskady charakterystyczne np. dla Słowackiego Raju, aż po szlaki bliskie charakterem tym tatrzańskim. Całość tworzy bardzo smakowite danie, które skosztowałem i chcę oczywiście więcej.

2018.05.26 Janosikowe Diery - Mały Rozsutec - Przełęcz Medziholie - Południowy Gruń - Chata na Gruni - Stefanova - Janosikowe Diery
Diery bardzo fajne, nie za długie i nie za krótkie, w sam raz żeby nacieszyć się. Pomosty, mostki, drabinki, kamienisty szlak–wszystko ponad szumiącym i spływającym kaskadami strumieniem w głębokim cieniu wąskiego skalistego wąwozu.

Później wychodzimy z dziur na otwartą przestrzeń, zieloność a z niej wystające skały Małego Rozsutca. Trochę takiego „tatrzańskiego” podejścia z ubezpieczeniami żeby cieszyć oczy pięknymi krajobrazami z tego skalistego wierzchołka.
Dalej przeważają zieloności beskidzko-bieszczadzkie z Miedziholia na Gruń i w dół do Stefanowej. Troszkę z żalem spoglądaliśmy na Wielkiego Rozsutca, który oko i obiektyw aparatu przyciągał jak magnes z każdej praktycznie perspektywy. Zejście w dół do Chaty na Gruni i dalej do Stefanowej nie należało do przyjemnych, trzeba być mądrzejszym niż ja i troszkę przygotować organizm do takich wycieczek. Nie, że jakoś to będzie. Oczywiście krajobrazy po drodze ciągle bajkowe.



Na zakończenie o zmroku schodzimy pustymi już Dierami, umęczeni solidnie dojazdem autem i łazikowaniem, ale usatysfakcjonowani jak najbardziej.
20,6 km, czas ok. 9,5 h, 1496 m w górę i 1462 m w dół. Nie często trafia się tak piękna trasa, nie jest też trudna. Spora suma podejść, długość szlaku, jak i fakt że osobom z lękiem wysokości i małym dzieciom Diery i Rozsutec mogą przysporzyć problemów. Szkoda tylko tych haluszków których ostatecznie nie spróbowaliśmy :-).

2018.05.27 Tiesnavy – Sokolie – S. Prislop – Tiesnavy + zamek Strećno
Do Sokolie zachęciła mnie Emi. Wystartowaliśmy z parkingu w Tiesnavach. Od razu konkretnie w górę i tak aż na samą górę grzbietu. Zatrzymywaliśmy się często na widokowych tarasach i właziliśmy na skalne chłopki. Bez pośpiechu, bo raz że nie mam kondycji, a dwa że w takich miejscach nie ma sensu pędzić do przodu, trzeba się nacieszyć pogodą, widokami, zresetować rozgorączkowany codziennymi sprawami mózg, powoli „smakować”. Bo gdzie to zrobić jak nie tu… góry to dla mnie na to najlepsze miejsce. Za Sokolie już, większość zejścia zalesionym grzbietem, znacznie łagodniej niż od strony Tiesnav. Widokowa przełęcz Przysłop, kawałek lasem i z 2 km drogą asfaltową, wracamy do auta.

7,5 km, czas ok. 5 h kontemplacyjnym tempem, 601 m w górę i 601 m w dół. Piękny kawałek szlaku, bez większych trudności, ubezpieczenia łańcuchami i klamrami potrzebne tylko w razie kiepskich warunków. Od Tiesnav aż na górę stromo schodami, ale już na grzbiecie, którym trochę się idzie, niewielkie różnice poziomów. A, widziałem faceta na oko z 150 kg wagi, który to przeszedł, brawo On. Krajobrazy widoczne z licznych punktów widokowych i skałek bajkowe, otoczenie soczystą wiosenną zielenią i ogólnie taki trochę klimat Gór Stołowych.
Po Sokolie czasu jeszcze trochę, ale zbyt mało na coś większego. W końcu kolega kierowca musi jeszcze przejechać 4 godziny żeby nas bezpiecznie odwieźć do domu. Wpadł Grzesiowi w oko Zamek Strećno? To niech będzie zamek. Auto zostawiliśmy po drugiej stronie Wagu w miejscowości Niezbudska Lućka i kładką przeszliśmy nad tą dużą rzeką żeby wejść na górę zamkową (znowu schody, znowu pod górę). Zamek fajnie się prezentuje na skale. I chociaż z daleka wygląda na kompletną ruinę, to z bliska jest już znacznie lepiej. Trochę zwiedzania (także we wnętrzach, musicie uwierzyć na słowo bo zdjęć nie robiłem), sympatyczna Słowaczka przewodnik i urokliwe krajobrazy z szczytu twierdzy uprzyjemniły pobyt. A na koniec miłym akcentem okazały się dwa utwory Chopina zagrane przez muzyka, na elektronicznym sprzęcie co prawda, ale pięknie brzmiące w przestrzeni akustycznej sali zamkowej.



I to tyle z Małej Fatry. Polecam te góry każdemu włóczykijowi, a w moim prywatnym rankingu znajdą się bardzo wysoko. Każdemu też życzę takiej pogody w górach, jaka nam się trafiła.