Beskid Śląski 2019 - Skrzyczne, Barania Góra i Stożek Wielki

Nie ma co się zrażać kiepskimi prognozami pogody. Z takiego założenia wyszliśmy. Po ośmiu miesiącach bez gór – jedynego słusznego założenia :-). Tradycyjnie już ja i Grześ, bo inni zajęci swoimi sprawami lub bez chęci większych. Co zrobić, z wiekiem coraz trudniej się zorganizować w grupie.
Beskid Śląski ponieważ już od dawna w głowie mi siedział. Na Skrzycznem byłem co prawda trzy razy, ale ani razu na nogach, zawsze krzesełkiem. Zimą jeździłem tu w tym roku na nartach, ale to zupełnie inny temat przecież. A i na Baranią Górę i źródła Wisły chętka była również od czasu objazdowej samochodowej wycieczki z moją Cudownością…

To tyle gwoli krótkiego wstępu
2019.05.17 Szczyrk – Skrzyczne – Malinowska Skała – Przeł. Salmopolska – Kotarz – Marków - Szczyrk

Zimowe zapuszczenie kazało przypuszczać iż podejście pod Skrzyczne będzie bolało. Miłe zaskoczenie – poszło sprawnie, o dziwo. Jak to w ogóle możliwe? Oglądałem zdjęcia i na Malinowskiej skale mam z boku fotkę, to po prostu cały brzuchol w pełni okazałości dominuje w asportowej sylwetce. He he, idę w masę, później chyba będę rzeźbić….
Reszta szlaku raczej po płaskim z niewielkimi ewentualnie podejściami. Wędrówka relaksująca, widoki ładne, a dyskusje mocno polityczne. Niedługo wybory, a mój towarzysz na drugim krańcu poglądów politycznych. Nie no, nie rozmawialiśmy tylko o tym, żebyście sobie nie myśleli :-). Chyba podobni tysiącom innych ludzi, gdy trochę w codziennym biegu zagonieni się zatrzymają, rozmawialiśmy o wszystkim co ważne i nieważne. A później jak wyczerpaliśmy tematy to też milczeliśmy razem i osobno.



Stromawe podejście pod Skrzyczne wśród wysokich drzew, odkrytym grzbietem do Malinowskiej Skały, a później zalesionymi urokliwymi pagórami z nielicznymi polankami aż do zejścia do Szczyrku.
22 km, czas ok. 8h, 1161 m w górę, 827 m w dół. Zmienność pogody znów nie pozwoliła w pełni się cieszyć widokami z Skrzycznego, bo jeszcze nie trafiłem na ten szczyt w dobrą pogodę. Za to bardzo podobało mi się na wspomnianej Malinowskiej Skale i na szlaku za przełęczą. Jedynie dobry nastrój próbowały zakłócać nawracające co jakiś czas opady deszczu (nawet chwilami przeradzające się w ulewę).

2019.05.18 Wisła Czarne – Barania Góra – Schr. Na Przysłopie pod Baranią Górą – Skrzyżowanie do Buka – Przełęcz Szarcula – Wisła Czarne Zapora – Wisła Czarne
Początek asfaltem. Mimo już z założenia niechęci do takich szlaków, to tu wyjątkowo się fajnie idzie. Obok drogi przepływa potok Biała Wisełka, głębokie i strome ściany wąwozu z wczepionymi w nie kurczowo drzewami, szumiące małe kaskady i wszechobecna przyjemna zieloność sprawiają iż nie ma się od razu dość (ruchu samochodowego praktycznie nie ma), a po 4 km schodzimy z asfaltu i trzymając się potoku docieramy prawie pod wierzchołek Baraniej Góry. Po drodze mijamy wodospady Rodła, a towarzystwo Wisełki wciąż cieszy. Pod szczytem robi się stromiej i zakosami pozostawiwszy potok wychodzimy na górę z metalową wieżą widokową.

Bardzo przyjemne widoki dookoła i rozleniwiające słońce sprawiło iż 1,5 h relaksowaliśmy się w tak pięknych okolicznościach. Dużo ludzi, bo ładnie i dostępność szczytu duża. Znalazło się nawet paru miłośników gangsta-rapu muszących zamanifestować koniecznie wszem swoją głośną obecność. Rowerzyści których hart ducha jest dla mnie niewątpliwy, a nawet wbiegający tu katorżnicy.
Reszta drogi mniej lub bardziej w dół. Najpierw schronisko na Przysłopie, później zejście do skrzyżowania i płasko leśną dróżką do Szarculi. Chcąc zobaczyć rezydencję Prezydenta RP zeszliśmy asfaltem i dalej aż do tamy na zbiorniku Czerniańskim, a następnie wzdłuż brzegu do samochodu. I to właśnie na brzegu zbiornika zupełnie niespodziewanie był naj-punkt widokowy dnia i wyjazdu.



22,1 km, czas ok. 9 h 10 min, 937 m w górę, 937 m w dół. Zaskakująco ładna i niewymagająca trasa. Polecam szczerze. Dosyć tłoczno na Baraniej Górze i w okolicach schroniska na Przysłopie, ale mimo to warto.
2019.05.19 Wisła Dziechcinka – Krzakoska Skała – Kobyla Sałas – Stożek Wlk. – Pod Kyrkawicą – Mraźnica – Wisła Głębce – Wisła Dziechcinka

Z założenia miało być lekko i przyjemnie... i tak było. Niewielkie i niestrome kameralne podejścia wśród pięknej przyrody, oraz małych grupek domostw wyprowadzają na grzbiet.
Podobno nie dało by się tam pobłądzić, co z widoczną gołym okiem satysfakcją odnotował kolega, po czym zorientowaliśmy się że my to od jakiegoś czasu już nie idziemy szlakiem. Ta sielanka nas po prostu wzięła w swoje objęcia i tak dobrze się szło przed siebie. Szczęśliwie łatwo wróciliśmy na właściwe tory wykorzystując do tego nowoczesne technologie (takie czasy, chociaż jestem tradycjonalistą i wolę posługiwać się papierem, mi też się zdarza).

Dalej idzie się malowniczymi drogami i ścieżkami, aż do schroniska na Stożku. Tradycyjnie coś na ząb, trochę relaksu i zmykamy na dół w stronę Wisły. Powrót się nieco dłuży, bo sporo idzie się lasem, a na samym dole też niestety kawałek asfaltem. Nogi wbijające się coraz bardziej w mniej szlachetną część ciała i nadejście opadów pożegnało nas...
19,1 km, czas ok. 6 h 00 min, 675 m w górę, 675 m w dół. Kolejna bardzo fajna trasa, przede wszystkim etap do Stożka polecam, przyjemne wrażenia.



W trakcie wyjazdu powstał temat aparatu i cykania fotek. Grześ nie wziął w ogóle aparatu. Któryś raz już tu był i ma mnóstwo zdjęć. Ale to nawet nie o to chodzi. Chodzę z aparatem i powstaje mnóstwo zdjęć. W takich Tatrach potrafię dziennie nastrzelać ponad 100 fotek. Czasem czuję iż staję się troszkę niewolnikiem aparatu. Poza mną mało kto chociaż raz wszystkie te zdjęcia przejrzy. A ile zdjęć wywołuję? No wstyd byłoby się przyznać. Kiedyś miałem lustrzankę na kliszę, 36 a może 72 zdjęcia przez parę miesięcy robiłem, a ich wartość była niemierzalna. Teraz tych zdjęć... sam się łapię na tym iż staje się to momentami kuriozalne, jak jakiś nałóg, nieszkodliwy, ale... Teraz Grześ twierdził, że może należałoby to leczyć wstrząsowo, nie wziąć aparatu na wyjazd i tyle (jak on). No, na taki krok to nie wiem czy jestem już gotowy ;-). Efektem tych rozważań jest 150 zdjęć powstałych przez 3 dni... Poza tym wycieczka na PS bez fotek, niektórzy nie przeczytają zapewne opisów, ale fotki obejrzą. Taak. Chciałoby się zatrzymać w obiektywie jak najwięcej. Macie takie dylematy, czy może tylko nadmiar czasu na płaskich szlakach takie wywołuje?
No dobra. Beskid Śląski to niewysokie może, ale bardzo ładne góry. Zagospodarowane i zewsząd ślady cywilizacji są widoczne. Zwłaszcza rzucają się w oczy wszechobecne ośrodki narciarskie i ich wpływ na krajobraz. Spędziliśmy te trzy dni aktywnie i podładowaliśmy baterie. Myślę, że te szlaki nadają się zwłaszcza na wędrówki rodzinne i mam nadzieję zawitać tu kiedyś z Lenką i Żonką. To tyle
