Samotnie na wolińskiej wyspie – VII dzień – powrót – Wisełka, Międzyzdroje

Nadszedł dzień płaczu, ale nie ma rady. Wszystko, co dobre w końcu się kończy i tak urlop również dobiegł ku końcowi. Autobus powrotny dopiero wieczorem więc dzień nie może być stracony. Ponieważ, zgodnie z przesłaniem Kochanowskiego: "Nową powiastkę człowiek sobie kupi, że i przed szkodą i po szkodzie głupi", a historia lubi się powtarzać i tym razem również zaplanowałam busowe wojaże i podobnie jak w Pieninach prawie skończyło się tym samym, ponieważ znów wystąpiły małe problemy z przemieszczaniem się.
A moim celem była Wisełka i Międzyzdroje kolejny raz – tak na pożegnanie z piękną plażą. O ile z dotarciem do Wisełki problemów nie miałam, o tyle z Wisełki do Międzyzdrojów już spore. Problem? Weekend, a więc przeładowane busy. Problem był na tyle poważny, że skorzystałam z podwózki osób, które miały kwatery w samej Wisełce, ale początkowo miały ambicje pojechać busem. Ambicje te zostały w nich ostudzone i wróciły po auto, a ponieważ z rozmowy w między czasie wynikło, że dzisiaj wracam już do domu, to postanowili po mnie podjechać i mnei zabrać. Mało myśląc pojechałam, a później myślałam czy uda mi się wrócić i o której skoro teog dnia jest taki problem. Na szczęście się udało. Znów wyszłam obronną ręką.
A Wisełka cóż... spora wieś letniskowa z jeziorem Wisełka otoczonym suchym i trawiastym brzegiem, z wyidealizowanym kąpieliskiem oraz plażą oddaloną o kilometr z opinii raczej mało uczęszczaną, którą można dotrzeć do latarni Kikut. Niedaleko znajduje się malownicze jeziorko Zatorek pokryte rzęsą wodną oraz grążelami. Z wody wyrastają kępy olch, a w sitowiach można znaleźć 2-metrowe litwory o wielkich kwiatostanach. Można tutaj pożyczyć pływający pojazd, można się wykąpać, można też wędkować. W okolicy można znaleźć również jezioro Czajcze oraz Wydrzy głaz, którego nazwa wzięła się z samej natury: lubią wygrzewać się na nim w słońcu wydry. Sporo jest tuaj pomostów, jednak przy każdym zastałam tabliczkę teren prywatny.

W Międzyzdrojach od razu kieruję się na plażę, która i tym razem nie zawodzi. W tym dniu morze jakieś wycofane było, morze postanowiło uciekać od nadmiaru turystów 😉 Stan wody doskonale widać na zdjęciach, na których mogłam wejść dość daleko od brzegu mając nadal wodę ledwie do kostek. Pojawiło się też sporo zielonych gałganów na brzegu.

Zachodu już tego dnia nie było mi dane obejrzeć, ostatnie dopakowanie, i marsz na przystanek. Byle do Katowic – stąd już autkiem prosto do domu, pozostało błogie odsypianie i wspomnienia.
