Gwiezdne wojny? cz. 4
To był piękny dzień. Cudowna, soczysta
panoszyła się wszędzie, a jedyną pamiątką po wcześniejszej burzy była
(i nawet nikt jej nie podpalił, a przecież
zdarzały się tu często)
śpiewały, od czasu do czasu zaryczał
a puchate
kicały to tu, to tam. Niedaleko szemrał
i kumkała jakaś samotna
Istna idylla... Tymczasem naszym bohaterom głowy
od myślenia. Na ostatnim spotkaniu Ruda Bugaj zagaiła: Czy my w ogóle mamy jakiś plan? Czy też zamierzamy tak typowo po polsku: „Szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie, Ja z synowcem na czele, i - jakoś to będzie!"? No i się zaczęło... Kłótnie, spory,
Czasami człowiek miał wrażenie, jakby pioruny
Co rusz nawiedzano pobliskie
w poszukiwaniu wina albo chociaż
A ponieważ poszukiwania zawsze kończyły się sukcesem, narady przeradzały się w totalne pijaństwo, podczas których wspinano się na
głupoty, zajmowano się nie tym, co trzeba, np. ćwiczono
grano w grę "Żelazne
zakładając się, kto zniesie więcej kopnięć. Istne "Squid Game". Masakra! Jedna taka
o mało co, nie zakończyła się tragedią. W jednej z piwnic szalały
błądzące i Mariuszowi oraz Genowefie przypaliło
Krogulcowi uszkodziło
a Czystochlebowi pojawiło się
To w końcu przyniosło opamiętanie...
Kilka dni później...
do której dobudowana została gotycka
W niej
a w nim załoga „Nadziei 1,0” duma o nadchodzącym rejsie. W końcu Krogulec zabrał głos: dość już mam tego siedzenia i myślenia, głowa mnie boli. Wszystko przez Rudą, ona temu
ona temu
pocałować go... zanucił fałszywie. Polecimy, zobaczymy, zwyciężymy – taki mam plan. No i z braku lepszych pomysłów na tym poprzestano. Dzień wylotu zbliżał się wielkimi krokami i tylko nisko przelatujące
wypełzające zewsząd
oraz
który niespodziewanie zakwitł, wskazywały, że nadciąga jakieś nieszczęście...
CDN?