Buszujący w .... rzepaku

Witam ponownie! Dawno mnie nie było i wiele w ciągu tego czasu się działo, ale uspokajam, nie zamierzam Was tym zadręczać i zanudzać. Pochwalę się tylko jednym. Otóż niedawno moja klasa zakończyła naukę w liceum i teraz przygotowuje się do rozpoczynającej się jutro matury. I popatrzcie, co mi ofiarowali

Muszę się przyznać, że ciężko było powstrzymać łzy wzruszenia. Wspaniali młodzi ludzie! Kiedyś ktoś zapytał mnie, czy potwierdzam, że dzisiejsze pokolenie jest bardziej roszczeniowe, liczące na gotowe, gorsze od nas, czy naszych rodziców. Nic z tych rzeczy! Młodzi ludzie są absolutnie w porządku, trzeba im tylko dać możliwość bycia sobą. Ale, ale, dosyć chwalenia, czas przejść do rzeczy.

Tę trasę opracowałem jeszcze w zeszłym roku, ale pewien zbiór okoliczności spowodował, że nie mogłem się tam wybrać. Można więc powiedzieć, że to taka zaszłość.

Wyprawę zaczynam w Choszcznie, gdzie zatrzymuję się na chwilę, żeby zobaczyć pozostałość miejskiego barbakanu, jakże ciekawie połączona z nowoczesnym budownictwem

Oglądam jeszcze kościół

i wyruszam. Pierwsza część jazdy do Barlinka przebiega mi wyjątkowo fajnie. Całą drogę pokonuję, jadąc trasą rowerową nr 20

która prowadzi szlakiem dawnej linii kolejowej, co zresztą widać, bo zostały ślady dawnych stacji

czy urządzeń kolejowych

Jeżeli do tego dodamy piękne okoliczności przyrody, bo jej część przebiega przez Barlinecko-gorzowski Park Krajobrazowy

oraz rozpościerające się pola pięknie kwitnącego rzepaku

czy też po prostu śliczne widoki

to widać, że naprawdę było fajnie.

Tak swoją drogą, zachęcam wszystkich to korzystania z tej drogi. Jak będziecie w okolicy, sami, czy z dziećmi naprawdę warto. Jest to około 30 km, więc każdy da radę. Nie trzeba zresztą przejeżdżać całości.

Po drodze moją uwagę przykuwa dosyć specyficzny i raczej rzadko spotykany znak drogowy. Przeznaczony jest dla wojska (niedaleko jest sporo jednostek i terenów wojskowych) i oznacza dopuszczalne obciążenie na moście dla pojazdów kołowych (na górze) i gąsienicowych (na dole).

Tereny, przez które przejeżdżam są bogate w mniejsze i większe zbiorniki wodne. Niektóre ogólnie dostępne, wykorzystywane przez ludzi

Inne okolone lasem, z bardzo trudnym dostępem, często podmokłymi brzegami. Myślę, że i dla piechura frajdy byłoby dosyć. Jest i oczywiście coś dla pasjonata historii, choćby XIII-wieczny kościół w Pełczycach.

Obok świątyni wita mnie wyjątkowy napis na drzwiach (Swoją drogą, chciałbym poznać historię tego napisu)

oraz śliczna kotka (jakże podobna do moje Meliski)

Po dojeździe do Barlinka zatrzymuję się na chwilę, żeby zrobić zdjęcie dosyć ciekawemu kamieniu

Jest to pozostałość po legendzie mówiącej o odwiedzającej ruiny klasztoru zatopionego w tutejszym jeziorze Rusałce. Stąd nietypowa nazwa równoleżnika. Oprócz tego odwiedzam rynek i oglądam słynną fontannę Gęsiarki, powstałą w 1912 roku i odrestaurowaną. Cieszę się, że po wielu latach posuchy ludzie i władze tych miast odkrywają dawną historię ich małych ojczyzn.

Podobnie było niedaleko miejscowości Danków, gdzie można podziwiać pamiątkowy kamień z napisem. Ponieważ moja znajomość niemieckiego nie jest, mówiąc delikatnie, najlepsza, nie zamierzam go tłumaczyć.

Opuszczam Barlinek i za chwilę zmieniam również województwa. I tutaj mała dygresja. Ci, którzy mnie znają wiedzą, że moją pasją są zdjęcia znaków dziwnych, śmiesznych, czy też nietypowych nazw miejscowości. Niewielu wie natomiast, że robię zdjęcia także znakom oznaczającym początek nowego województwa (miałem ich już 14), więc wielką gratką był dla mnie ten z zachodniopomorskiego. Okazało się, że ktoś go ... pomazał!

Oby ci odpadło to, co namalowałeś!!! Był to jedyny zły moment mojego rowerowania. Lekko podenerwowany dojeżdżam do Strzelec Krajeńskich, gdzie oglądam pozostałości miejskich murów

Bramę Młyńską

oraz Basztę Czarownic

wraz z odnowionymi machinami oblężniczymi

Miasto znane jest także z małych figurek czarownic. Jak poszukacie, na pewno kilka zobaczycie

A ja robię zdjęcie tutejszego kościoła

I pędzę dalej. W trakcie jednego z postojów zupełnie niespodziewanie widzę wyjątkowo ciekawe ozdoby nad oknami zwykłego domu jednorodzinnego. Szkoda tylko, że nikt, chyba, o to nie dba i za parę lat niewiele z tego zostanie...

Teraz trochę psuje się droga – jak tylko wjeżdżam do jakiejś miejscowości, zaczyna się bruk. Oj, nielubiany przez rowerzystów, nielubiany. Na zdjęciu fragment przy wjeździe do Drezdenka.

To stare i bardzo ważne historycznie miasto jest pięknie położone nad Notecią

z kilkoma zabytkami wartymi obejrzenia, chociażby ratusz

czy kościół

Ja muszę jednak przyznać, że największe wrażenie wywarł na mnie ... sklep znanej ogólnie marki. Na początku w ogóle nie zobaczyłem, że w tym budynku jest jakikolwiek sklep, a co dopiero dyskont.

Ponieważ pociąg na mnie nie poczeka, opuszczam miasto i jadę do Krzyża. Za trzymuję się tylko na momencik, żeby zobaczyć opuszczone miasteczko westernowe. Cóż, komuś nie wyszedł interes....


I tak po przejechaniu 100 km kończę swoją pierwszą w tym roku wyprawę. Do zobaczenia