Tydzień w Beskidzie Żywieckim - Pasmo Pilska i Lipowskiego Wierchu

Wraz z grupą Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży, którego jestem Członkiem, wybrałem się na wakacyjny wyjazd do Schroniska na Hali Rysianka. Miejsce to stało się bazą wypadową dla naszych górskich wycieczek. Pogoda nas nie rozpieszczała, ale i tak zrealizowaliśmy prawie 100 procent naszego planu. Zapraszam!

Dzień 1.

Pierwszy dzień, to oczywiście przyjazd na miejsce i zaaklimatyzowanie się w górskim klimacie. My, z racji ciężaru plecaków, wybraliśmy najkrótsze podejście do Rysianka - czarny szlak ze Złatnej Huty (ostatni przystanek PKS). Po dotarciu na miejsce, zmęczeni, wzięliśmy prysznic i odpoczywaliśmy przed schroniskiem, podziwiając wspaniałą panoramę.



Dzień 2.
Na drugi dzień zaplanowaliśmy wycieczkę na Pilsko szlakiem niebieskim - słowackim. Początkowo, biegnie on tuż przy granicy Polsko - Słowackiej, mijając po drodze Trzy Kopce, Brts, by tuż przed Halą Miziową, na granicy Hali Cudzichowej skręcić w prawo, wspinając się wąską ścieżką pomiędzy jagodowymi krzakami. Szlak na prawdę ciężko znaleźć, szczególnie podczas złej pogody, gdyż ścieżka, która jest szlakiem, z początku wcale go nie przypomina. Po chwili niebieski szlak łączy się ponownie ze szlakiem czerwonym, by w końcu odbić znowu w prawo dochodząc do połączenia ze szlakiem czarnym. Stąd ostatnie, dość strome podejście szlakiem czarnym na szczyt Pilska. Po odpoczynku w kosodrzewinie i wykonaniu pamiątkowych zdjęć, zeszliśmy szlakiem żółtym na Halę Miziową. Na miejscu mieliśmy nieco dłuższy odpoczynek. Z racji tego, że w oddali było słychać grzmoty, a niebo przybierało ciemną barwę poszliśmy do schroniska, by tam przeczekać deszcz i ewentualną burzę. Po chwili podjęliśmy decyzję, że wracamy... Ubraliśmy kurtki, peleryny, zabezpieczyliśmy sprzęt w plecakach i ruszyliśmy szlakiem czerwonym z powrotem do "naszego" Schroniska. Na początku drogi nie padało, jednak po chwili zaczęło... Postanowiliśmy, że idziemy dalej, gdyż to tylko deszcz i kiedyś trzeba wrócić... Wtedy się zaczęło... Ulewa i gwałtowna burza prawie obok nas... Po dwóch godzinach doszliśmy do schroniska. Byliśmy już bezpieczni, jednak to nie koniec problemów z wodą 😉 Byliśmy tak przemoczeni, że grubsze rzeczy suszyły się dwa dni. Przede wszystkim były to buty i grubsze spodnie. Ja suszyłem nawet mapę 😉 Po raz kolejny góry pokazały, że pogoda może zmienić się z minuty na minutę. Wtedy podjęliśmy decyzję, że dnia następnego odpoczywamy i suszymy nasze rzeczy. Pogoda z resztą też nie była optymistyczna...

Dzień 4.

W tym dniu wybraliśmy się na Halą Boraczą, mijając po drodze Halę Lipowską. Jako drogę „tam” wybraliśmy szlak zielony, którym traciliśmy wysokość, więc po przyjściu do schroniska praktycznie w ogóle się nie zmęczyliśmy. Po dotarciu na miejsce niektórzy delektowali się jagodzianką i smakiem piwka, a niektórzy odpoczywali przy Tymbarku i czekoladzie 😉 Po chwili ruszyliśmy z powrotem tak, by nie zastał nas deszcz lub, co gorsza, burza. W drodze powrotnej wybraliśmy szlak żółty, który jest uważany za „jeden z najpiękniejszych w całych Beskidach”, gdyż prowadzi zboczami hal odsłaniając wspaniałe panoramy Beskidów, a przy dobrej widoczności – tatr. Szlak ten wymagał nieco wysiłku, gdyż musieliśmy pokonać ok. 400 m różnicy wysokości, jednak wszyscy poradzili sobie z nim doskonale. Szlak ten można nazwać „szlaczek – przyjemniaczek” i polecić wszystkim – nawet rodziną z dziećmi.



Dzień 5.
Ten dzień przeznaczyliśmy na krótką wycieczkę na szczyt Romanki. Po przekroczeniu Przełęczy Pawlusiej należy się bardzo skupić i podążyć drogą, która odbija w lewo i trawersuje stoki Romanki, gdyż szlaki są nieczytelne i można się pogubić (tak jak to było w naszym przypadku 😉 ). Potem, już bez przygód, doszliśmy na zalesiony szczyt, gdzie wykonaliśmy kilka zdjęć, chwilę odpoczęliśmy i ruszyliśmy z powrotem. W oddali było już słychać grzmoty. Po dotarciu do Schroniska, po kilkudziesięciu minutach z nieba zaczął padać deszcz i rozpętała się burza. Jak to w górach bywa – po burzy nastała piękna pogoda z niesamowitymi widokami. Tym razem udało nam się ustrzec przed ulewą i groźną w górach burzą.

Dzień 7.

Każdemu z nas należał się odpoczynek, więc dzień 6 poświęciliśmy właśnie na zregenerowanie sił. Dnia siódmego wybraliśmy się szlakiem czerwonym do Schroniska na Hali Miziowej, by tam uczestniczyć we Mszy św. Po Eucharystii, praktycznie bez odpoczynku udaliśmy się z powrotem do schroniska na Hali Rysianka. Tam, oficjalnie zakończyliśmy nasz pobyt, rozdając pamiątkowe dyplomy i organizując test, który dotyczył naszego wyjazdu.



Dzień 8.
Ostatni dzień, to oczywiście droga powrotna. Po śniadaniu i pożegnaniu się z gospodarzem schroniska udaliśmy się szlakiem czarnym do Złatnej Huty. Tam, z racji tego, że mieliśmy trochę czasu do PKS, udaliśmy się do schroniska Gawra. Gdy zaczęło padać poszliśmy na przystanek. Po chwili przyjechał PKS, który zabrał nas do Żywca. Stamtąd udaliśmy się do Katowic, by od nich rozjechać się do domów.


Był to na pewno wyjazd pełen wrażeń i przygód. Nauczył on nas jeszcze większej pokory do gór. Na pewno nie zapomnimy tego wyjazdu, a w szczególności drogi w ulewie i burzy...