Pożegnanie sezonu.

Od kilku lat ten dzień mamy zarezerwowany na pokłonienie się górom i podziękowanie za mijający sezon. I tym razem warunki dopisały. Śniegu w sam raz, dobrze związany, bez świeżego opadu, przetarte szlaki, niskie zagrożenie lawinowe. W tym roku chcieliśmy powłóczyć się po Zachodnich, ale M przekonał nas do wyjścia na zachodnio-północny wierzchołek Świnicy. Z domu wyruszylismy przed 4.00. Gwiazdy na niebie i prognoza pogody zwiastują udane przedpołudnie. Samochód zostawiamy na parkingu COS i człapiemy do Kuźnic , meldując sie pod PLK o 6.50. Do pierwszego wyjazdu o 7.30 mamy 40 minut - czas na pierwsze śniadanie. Powoli dołączaja do nas kolejne osoby. W wagoniku uzbierało się nas kilkunastu, na szlak wychodzimy pierwsi. Słońce wstaje gdzieś za Wysokimi, w Beskidzie tylko Babia wystaje ponad mleczne chmury (pomyślałem, ze taką pogodę miał we wtorek Staś z przyjaciółmi, zazdrościlem mu pozytywnie i dostałem to samo w nagrodę) . Zimny zachodni wiatr smaga zachęcając uparcie do rozgrzewającego marszu. Szlak przewiany , lekko oblodzony więc przed pierwszym zejsciem, na Bekidzie zakładamy raki i dziabka w dłoń Nie śpieszno nam, dość częste przystanki dla nacieszenia się widokami wypełniamy sesjami zdjęciowymi. Kilka ekip nieco młodszych łazików dogania nas lub wyprzedza. Po dojściu do Przełęczy Świnickiej i krótkiej naradzie zapada decyzja - wchodzimy. Około 11.15 na szczycie pijemy herbatkę , kanapeczki i zdjęcia dookoła. Od zachodu wiatr niesie chmury, które wciskaja się nisko w Cichą Dolinę i wspinają na szczyty Tatr Zachodnich, po chwili znika w nich Giewont. Czas wracać. Nauczeni doświadczeniem wspólnych wypadów przy zejściu nasza trójka łączy się lotną. Przybyło chmur, mgiełka przychodzi od Doliny Gąsienicowej i wspina się na Kościelce, więc na przełęczy robimy kolejną sesję, łapiąc ostatnie panoramy. Teraz juz każdy z osobna, z nogi na noge wracamy na Kasprowy, gdzie we mgle witają nas tłumy turystów. Załapujemy się na drugi wagonik i o 14.00 jesteśmy na dole. Zakopane szykuje się do Sylwestra - spory ruch na drogach i deptakach, lekki korek do Poronina , a potem już tylko 100 z hakiem kilometrów i szczęśliwi wracamy do żonek.
Do zobaczenia za rok.
