Szlaki Brennej

Ubrani stosownie do wschodniego wyżu jedziemy do Brennej. Jak to Staś powiada - wycieczka bliska , awaryjna - boimy sie niedzielnych i feryjnych korków w Wisle i Szczyrku. Do Brennej mamy 20 minut jazdy i znamy każdą drożkę. 9.45 z parkingu pod kościołem w centrum ruszamy niebieskim szlakiem na Kotarz. Trasa przez pierwszą godzinkę biegnie asfaltem dziś ośnieżonym, oblodzonym, posypanym popiołem z CO. Nie da się zgubić, ale z odnajdywaniem znaków szlaku mamy niezłą zabawę - na kilku zdjęciach widać jak są pochowane. Kolejną godzinkę z hakiem idziemy śladem wytyczonym przez skuter śnieżny, a i tak co kilka kroków zapadamy się do kolan. Właściwym szlakiem jeszcze gorzej - śnieg zmrożony, głębszy, przed nami przedzierał się tylko jeden śmiałek więc wracamy na skuterowe ścieżki. Pioniera niebieskiego spotkaliśmy na Hali Jaworowej i ponownie na Grabowej - zmęczony przedzieraniem się i szczęsliwy, że nie ma wiatru, opadu, zawianych szlaków, jak przed tygodniem. Trudy marszu rekompensują nam widoki z Hali Jaworowej - Beskid Śląski w calej krasie. Robimy krótki odpoczynek połączony z wylegiwaniem się na białym dywanie. Wtedy dołącza do zabawy sympatyczny kudłacz, pełen wigoru, szczenięcej energii. Ruszamy dalej. Trasa z Brennej na Kotarz zajmuje latem do dwóch godzin - dochodzimy w 2 i pół, psiak z nami. Na Kotarzu parę fotek Skrzycznego i malinowych klimatów. Teraz nieco łatwiej, szlak czerwony na Przełęcz Salmopolską przejachało kilka skuterów i ski tourowców. Na Grabowej kudłacz idzie w swoją drogę. Spotykamy sympatyczne młode małżeństwo przewodników górskich z dwoma pociechami - młodsze 5 miesięcy. Pytamy o szlak do Chaty Grabowej - czarny symbolicznie przetarty - łatwiej zejść wzdłuż linii energetycznych, za śladami skuterów. My idziemy czarnym , rodzinka za skuterem, są szybciej od nas. Niestety Chata Grabowa zamknięta, z komina sie nie dymi, na nic kołatania. Żegnamy się, nam czarnym w kierunku Starego Gronia. Zapadanie się odbiera sporo sił. W innych porach roku łatwa i przyjemna trasa, dłuży się nam mimo pięknych widoków i idealnej pogody. Żonka gubi rękawiczkę, więc wracamy z km i do czasów z oznaczeń dokładamy kolejne kwadranse. Końcówkę do Brennej zbiegamy zielonym, wąską dróżką przez las, później wzdłuż trasy narciarskiej. Wyprawka zaplanowana na cztery godziny zajęła nam 5,5 i przyjemnie dała w kość. W nagrodę wstepujemy do cukierni Bajka (obok kościoła) rewelacyjna kawa i ciateczka w przewyborze - dla żonki kremówka, dla mnie owocowa fantazja.