Góry Kaczawskie

, Krzysztof
Miniaturowa mapa z zaznaczeniem

18.03.2012

Gdy dowiedziałem się o planowanej słonecznej pogodzie, przestawiłem budzik o pół godziny wstecz, na trzecią. Chciałem wykorzystać ten dzień cały, od świtu do zmierzchu, ponownie w Górach Kaczawskich. Zastanawiając się nad powodem ich wyboru, wspomniałem moje wędrowanie po Górach Świętokrzyskich wiele lat temu i zauroczenie tymi górami. Chyba właśnie tego rodzaju góry: niskie, z wioskami w dolinach, z otwartymi przestrzeniami pól pnących się po łagodnych zboczach poznaczonych ścieżkami i dróżkami którymi tak miło się wędruje ze słońcem na twarzy i wiatrem we włosach, takie góry podobają mi się.

, Krzysztof
, Krzysztof

Surowość i majestat skalistych gór Tatr też ma wielką siłę oddziaływania, ale jakoś inaczej. One są jak ta piękna kobieta z wybiegu dla modelek: nie tylko poza zasięgiem, ale i chyba nieco chłodne, podczas gdy tamte są moje i dla mnie, swojskie i ciepłe; gdy uśmiechnę się do nich, one uśmiechną się do mnie.

Więc Góry Kaczawskie. Wiele już razy myślałem o zrobieniu tej pętli, ale zdecydowałem się dopiero dzisiaj; dzięki tej decyzji przeszedłem jedną z najładniejszych tras w Sudetach.

, Krzysztof
, Krzysztof

Zacząłem ją na rynku we Wleniu, gdzie byłem jeszcze przed godziną szóstą, a krótko później poszedłem żółtym szlakiem na wschód, na spotkanie słońca. Spotkaliśmy się przed szczytem wzniesienia, blisko wioski Tarczyn: szedłem drogą pod górę, gdy między czarnymi pniami drzew, przy samej ziemi, słońce zajaśniało nagle i silnie świecąc mi prosto w twarz – i tak zostało, bo idąc wielkim łukiem w prawo, miałem je przed sobą niemal cały dzień. W nagrodę za te wszystkie szare dni zimowe.

Moja trasa miała być taka: z Wlenia żółtym (w dalszej części drogi niebieskim) szlakiem do Tarczyna, dalej przez szczyty Babiniec i Rogatkę oraz miejscowość Orzechowice dojść do wioski Chrośnica; przejść w poprzek Chrośnickie Kopy, wyjść we wsi Płoszczyna, i dalej czarnym szlakiem via Czernica dojść do Wlenia. Doszedłem, ale nieco inną drogą, za co nie winię braku oznaczeń ani nawet swojego gapiostwa, bo dzięki nim poznałem drogę o wyjątkowych walorach widokowych.

, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof

Niemal cała ta trasa chwaliła się przede mną urokliwymi widokami dali, i to nie z jednego miejsca widokowego, jak to bywa w Sudetach; często szedłem odkrytymi grzbietami wzniesień lub ich stokami, a mój wzrok biegł swobodnie ku odległym horyzontom.

Tak było już na pierwszym wzniesieniu w okolicach Tarczyna, z którego po raz pierwszy zobaczyłem widok oglądany dzisiaj z niemal całej trasy: bliskie pola w młodej, jaskrawej zieleni ozimin, ciemne wzgórza na drugim planie, i daleko, daleko, biało-niebieskie Karkonosze i Góry Izerskie. Falista, wysoka ściana Karkonoszy zaczynała się z lewej stożkiem Śnieżki, dalej ku zachodowi widziałem wyraźne nawet z tej odległości dwie wielkie wyrwy Śnieżnych Kotłów oddzielonych ostrą linią grani, nad nią budynek stacji nadawczej niczym bladoniebieski łepek zapałki, a przy nich mały stożek Wielkiego Szyszaka. Szrenica ciągle chwaliła się białymi nitkami swoich tras narciarskich, a jeszcze bardziej na prawo Wysoki Kamień wystawał białym punktem ponad równą linię wierzchowiny Gór Izerskich.

, Krzysztof
, Krzysztof

To na południu, a z przeciwnej strony wzrok przyciągała Ostrzyca ostrząca (na mnie!) skalne zbocza ponad niskimi pagórami przedgórza.

Cały czas szedłem ku Tarczynowi i gdy minąłem go idąc zboczem Tarczynki, widoki te szły ze mną, wystarczyło odwrócić głowę by widzieć ośnieżone przepaście Kotłów. Czasami patrząc na nie przypominała mi się pewna reklama czekolady: na zieloniutkiej łące pasące się krowy, a w głębi ośnieżone, niebieskawe odległością skalne turnie. Brakowało tylko krów, chociaż gdzieś na zboczu Chrośnickich Kop widziałem stado. Wioska Tarczyn to ledwie kilka domów, ale chyba próżno byłoby szukać tam rolników, bo ta wioska, jak wiele innych w Sudetach, by wymienić tylko nieodległe Radzimowice, zmienia swój charakter z miejscowości rolniczej na wypoczynkową. Ostatni dom wioski patrzy swoimi dużymi oknami w dolinę zamkniętą z drugiej strony majestatyczną ścianą Karkonoszy; cóż się dziwić nowym właścicielom? Też chciałbym mieć dom z takim widokiem, dom na łagodnym stoku góry, o dwa kroki od lasu, na końcu cichej drogi…

, Krzysztof
, Krzysztof

Żółty szlak jest bardzo słabo oznaczony, w rezultacie już na początku drogi wracałem się kilometr, bo dróżka którą szedłem, zrazu tak wyraźna, rozpłynęła się na skraju lasu stromo opadającego w ciemną dolinę; szlaku widocznie zapomniano zaznaczyć. Kilka razy zatrzymywałem się, bezradny, na rozwidleniu dróg daremnie szukając znaków, ale wspierając się mapami udawało się (na ogół) wybrać właściwą drogę. Później tak samo miałem z czarnym szlakiem, a za to niebieski oznaczony jest dobrze, właściwie wzorowo.

Wielkich lasów na moim szlaku nie ma, laski ledwie, w które wchodzi się z przyjemnością jak do prześwietlonej słońcem świątyni Natury z dróżkami. Oto koniec lasu, już widać otwartą przestrzeń, droga przyśpiesza i zostawiając mnie wybiega spomiędzy drzew radosna, roześmiana, ledwie dotykająca zielonych pól. Pijana słońcem i wiatrem zatacza meandry i pędzi w dół po stoku, a ja idę ze wzrokiem w nią utkwionym i uśmiecham się bezwiednie w odpowiedzi na jej radość.

, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof

Słońce! Miałem je na twarzy, czułem na nagich ramionach. Słońce - uśmiech świata i jego czar. Kiedyś w sklepie potrąciła mnie kobieta. Odwróciła się do mnie i bez słów, samym uśmiechem, przeprosiła, a ja, olśniony, zapragnąłem iść za nią w nadziei zobaczenia jej cudownego uśmiechu raz jeszcze. Uśmiech kobiety i słońce potrafią w jednej chwili odmienić świat.

Gdy wychodziłem na szlak, miałem na sobie dwa swetry pod wiatrówką (oj, przepraszam, teraz nie ma już wiatrówek, teraz są windstoppery), a w miarę upływu godzin plecak pęczniał zdejmowanym ubraniem; większość dnia szedłem mając na sobie, po raz pierwszy w tym roku, tylko podkoszulek z krótkimi rękawami i nareszcie gołą głowę. Nieomal zapomniałem jak miło jest czuć polny wiatr we włosach i słuchać skowronków. Dzisiaj udało się zobaczyć je, małych, niepozornych śpiewaków polnych, których arie tak jednoznacznie kojarzą mi się z latem i dzieciństwem spędzonym na wsi.

, Krzysztof
, Krzysztof

Szedłem obserwując przemiany krajobrazu wokół mnie. Najszybciej zmieniała się droga: wchodziła w las, opuszczała go dla pól, biegła przez chwilę wzdłuż strumienia, zagłębiała się w niskie wąwozy ocienione starymi drzewami, znikała za garbem ziemi lub na zakręcie i po chwili znowu odnajdywała się, albo rozpływała się bez śladu w morzu starych, zeszłorocznych jeszcze traw. Dalej, na drugim planie, zmiany zachodziły statecznie i powoli: gdy ukazał się przede mną ciemny swoimi lasami Leśniak, szedł przede mną dwie godziny nim pozwolił się wyminąć; później, gdy przeszedłszy lasy Chrośnickich Kop wyszedłem na otwartą przestrzeń, zaskoczył mnie widok wyniosłej góry na wprost, ponad domami wioski Płoszczyna. Stromiec, nazwa dobrze dobrana do góry, towarzyszył mi przez kilka godzin mojej wędrówki, a jedynie na co się zdecydował, to wolne przesuwanie się na tle najdalszych gór, Karkonoszy. Te, zajmując kraniec horyzontu, były niemal niezmienne; obojętne na kilometry mojej trasy, tkwiły bladoniebieską ścianą na południu i tylko raz udało mi się je przyłapać na ruchu.: Gdy minąłem wioskę Czernicę nie widziałem ich, dopiero nieco wyżej zobaczyłem czubek Śnieżki między dwoma nieznanymi szczytami. Ledwie wystawał, jakby nie był szczytem królowej Sudetów, a małą i bezimienną górą; dopiero mój marsz pod górę wymusił na nim wznoszenie się, później stopniowe odsłanianie i wypiętrzanie i całej linii Karkonoszy.

Znane aż do banalności zjawisko perspektywy, tworzenia z naszego miejsca patrzenia centrum świata wokół nas, ale przecież zjawisko to jest w istocie zadziwiające zniekształceniami oglądanego świata i jego najgłębszymi przemianami uruchamianymi naszym przemieszczaniem się.

, Krzysztof
, Krzysztof

W Chrośnicy świadomie zboczyłem ze szlaku i wszedłem na szczyt Kopy. Marsz bez szlaku, tylko według mapy, na której polne dróżki i ścieżki zaznaczone się niedokładnie lub wcale, ma swoisty urok przygody.: Czy dobrze idę? Gdzie wyjdę? Czy będzie przejście za tamtym wzniesieniem? Przeszedłem. Dalej była urocza przełęcz, strumień kręcący się w pobliżu mojej drogi i szepczący jej coś do ucha, a gdy na brzegu lasu znaki kazały mi schodzić żlebem, poszedłem prosto widząc między drzewami Stromiec wśród pól, i tam, na brzegu leśnego duktu i asfaltowej drogi, znalazłem źródło strzelające obwitą strugą zimnej wody wprost ze skał zbocza; rozkosznie jest w ciepły dzień zmyć z twarzy zmęczenie źródlaną wodą i poczuć w ustach jej świeżość.

Czarny szlak za Czernicą tylko nominalnie jest oznaczony. Nie wiem kiedy z niego zszedłem. Co prawda mój cień przede mną nie pasował mi, jego miejsce wydawało się być bardziej na prawo, ale może dalej droga skręci we właściwą stronę? – myślałem. Gdy Stromiec i Czernicka Góra ustawiły się w rządku, a takiego ich porządku z mojej trasy nie powinienem widzieć, uznałem, że chyba coś nie tak jest z moją mapą. A tak w ogóle, to czym się przejmować, skoro droga tak piękna? Szła łagodnie w górę brzegiem lasu i rozległych pół zielonych oziminą, za mną rosły Karkonosze, a po prawej powoli obracały się szczyty Chrośnickich Kop, ukazując wcześniej ukryte przede mną stoki i wysokie halę. Szedłem. Słońce świeciło. Czegoż trzeba było mi więcej?

, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof

Na szczycie spotkałem… żółty szlak. Doszedłem do góry Babiniec, około pięciu kilometrów od Wlenia. Nie zirytowałem się. Ruszyłem w stronę miasta zadowolony z drogi przede mną i z jej widoków. Na tym samym grzbiecie w pobliżu Wlenia, na którym rozpoczynałem dzień, obserwowałem jego koniec malowany pastelą: subtelne przemiany kolorów perłowych, szarych, srebrzystych i złotych. Jak zwykle na zdjęciach prawie nic z tej symfonii nie widać😢

W drodze powrotnej zatrzymałem się na chwilę w pobliżu Ostrzycy, aby chociaż rzucić na nią okiem. Gdy pomiędzy nagimi i rzadkimi drzewami zobaczyłem strome skały szczytu, wiedziałem, że wejdę na tę górę gdy tylko będę mógł ponownie przyjechać w Kaczawskie. Wiedziałem też, że tym razem nie tyle dla widoków, co… właśnie!, jak wyrazić to dziwne pragnienie pójścia tam, gdzie kiedyś otwarta gardziel ziemi zionęła ogniem swoich wnętrzności? Chciałem wejść na szczyt zastygłej w bazalt magmy, jedynej pozostałości po wulkanicznej górze, której już po prostu nie ma. Został tylko ten nek - stary i niezniszczalny jak Chronos – gdy wszystko wokół uległo odwiecznym prawom metamorfoz.

, Krzysztof
, Krzysztof

, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
Komentarze 15
2012-03-26
Moje inne podróże

Komentarze

Zostaw swój komentarz

Arkadiusz Musielak
02 kwiecień 2012 13:31

[cytuj autor='Gąsiorek Paweł'] Co za opis !! Stasiu !! Ja to powtarzam przy kazdej wycieczce Krzyska ! Toć to istny poeta! Myślę ,że powinien od nas dostać  " Polsko Szlakowego Nobla " !!! [/cytuj]

Bardzo dobrze powiedziane. Zgadzam się z tym. Pozdrawiam.

Krzysztof
27 marzec 2012 21:29

Dziękuję wam wszystkim za obecność i ciepłe przyjęcie moich tekstów.

Czasami, w miarę ich przybywania, wracając wieczorem z gór, myślę z obawą: „co będę pisać, skoro o tym i tamtym już pisałem?” Później coś tam jednak napiszę🙂

W czasie ostatnich mrozów byłem na Górze Zamkowej nad Wleniem, faktycznie teren zamku jest ogrodzony i niedostępny. Remont. Wygląda na to, że potrwa od dłużej niż budowa zamku w średniowieczu, a szkoda, bo panorama ze szczytu wieży powinna być ładna.

Podzielę się z wami pewnym moim pomysłem.

Całkiem niedawno przyszła mi do głowy taka myśl: nazbierać jeszcze więcej opisów, zrobić więcej ładniejszych zdjęć (aparat i moje umiejętności prztykania!), i spróbować zainteresować tym wszystkim jakieś wydawnictwo zajmujące się przewodnikami. Ten byłby inny, mało byłoby w nim fizycznego opisu tras, ale takie opisy są dostępne gdzie indziej. Przewodnik oprowadzałby nie tyle po górach, co po wrażeniach z wędrówek górami. Zresztą, jego zawartość już znacie.

Tyle że bardzo trudno o zainteresowanie wydawnictw, wiem coś o tym w związku z innymi moimi tekstami.

mokunka
27 marzec 2012 20:27

[cytuj autor=' toja1358'] [cytuj autor='Prończuk Adam'] Będzie brakowało przez wiosnę, lato Twoich  relacji Krzyś! Uwielbiam słońce, ale w mej płytkiej wyobraźni nie potrafię porównać jego usmiechu z radosnym  spojrzeniem  kobiety. Pola zielenieją, Karkonosze w bialej szacie, krótki rękaw i wiatr we włosach -piękne wędrowanie! [/cytuj] Dokładnie tak. Pozdrawiam [/cytuj]

 

Właśnie Krzysiu, będzie ich brakowało.napewno później nadrobisz i wiele obfocisz i opiszesz. Wycieczka na 5.pozdrawiam 🙂


27 marzec 2012 20:21

Tak Januszku, Góry Kaczawskie należą do Sudetów.


27 marzec 2012 12:22

Te Góry Kaczawskie , to Sudety?

Paweł Gąsiorek
27 marzec 2012 10:05

Co za opis !! Stasiu !! Ja to powtarzam przy kazdej wycieczce Krzyska ! Toć to istny poeta! Myślę ,że powinien od nas dostać  " Polsko Szlakowego Nobla " !!!

Krzysztof Dorota
26 marzec 2012 23:41

Świetna relacja, góry i widoki super  trochę podobne widoki do naszej ostatniej wycieczki bąć co bąć do Kaczawskich mamy blisko🙂

byliśmy w tamtym roku na zamku we Wleniu ale był w remoncie a ostatnio usłyszeliśmy w lokalnym radio że w tym roku też będą prace i bedzie nieczynny dla turystów

Krzysztof
26 marzec 2012 22:49

Kiedy właśnie wydaje mi się, że tej mgiełki ja widzę dużo mniej niż aparat. Wiele zrobiłem zdjęć dość wyraźnie widocznym Karkonoszom, a ledwie parę nadawało się do zamieszczenia tutaj. Zdjęcie użyte jako awatar było obrabiane przez znajomego przy użyciu jakiegoś programu, bo na oryginale Śnieżne Kotły ledwie były widoczne.

Jej, gdy pomyślę o konieczności czytania instrukcji, prztykania klawiszami, szukania po menu czegoś, co jest nazwane zupełnie inaczej niż się spodziewam i na dodatek ukryte jest w zaskakującym miejscu, to… jakoś mi się nie chce. Wiesz, Adamie, w końcu powinienem kupić aparat (ten jest służbowy), może wtedy jakoś zmobilizowałbym się do dokładnego poznania jego obsługi. Ten Twój pomysł z oszukiwaniem aparatu wydaje się być pomysłowym. Spróbuję tak zrobić. Dzięki za podpowiedź🙂

toja1358
26 marzec 2012 22:38

[cytuj autor='Prończuk Adam'] Będzie brakowało przez wiosnę, lato Twoich  relacji Krzyś! Uwielbiam słońce, ale w mej płytkiej wyobraźni nie potrafię porównać jego usmiechu z radosnym  spojrzeniem  kobiety. Pola zielenieją, Karkonosze w bialej szacie, krótki rękaw i wiatr we włosach -piękne wędrowanie! [/cytuj]

Dokładnie tak.

Pozdrawiam

Adam Prończuk
26 marzec 2012 22:32

Krzyś,  a zrób zdjęcia tak: nakieruj aparat na jasny punkt, lekko naciśnij spust migawki, szybko przenieś na nieco ciepmniejszy punkt i zrób zdęcie.  Zdjęcia wyjdą ciemniejsze, ale niebo bardziej naturalne. Teraz masz niebo lekko przepalone. I odwrtonie, gdy góry będą za ciemne.  Pobaw się. Wybierz swiatło pośrednie do nastawień, Masz opcję manual? Jesli tak pokombinuj z czasami i przesloną.🙂


26 marzec 2012 22:30

Krzysiu, moje słowa są takie jakie być powinny, bo to rzadkość, żeby tak ciekawie dobrać określenia do opisu. Ja nie dorównuję Ci pod tym względem i cieszy mnie to, że tak piszesz.

Co do zdjęć. Taka teraz aura, że nie ma przejrzystości powietrza, więc trudno o dobre zdjęcia dalszych planów. Aparat zazwyczaj tylko wiernie odda to, co i jak akurat widać. Nie polepszy widoczności. Też mnie to u siebie niepokoi, ale od jakiegoś czasu ufam aparatowi, bo pokazuje to co widać, a nie to co chciałbym, żeby pokazywał.

Krzysztof
26 marzec 2012 22:20

Witaj, Stanisławie.

Dziękuję Ci. Twoje słowa wiele dla mnie znaczą, bo jesteś tutaj kimś na podobieństwo przewodnika, a na pewno stałym bywalcem  szlaków ze swoimi tak licznymi wędrówkami.

Będąc u syna w domu pokazywałem mu zdjęcia, żaliłem się na gęstą mgiełkę widoczną na nich dla trzeciego planu. Syn uznał, że mam byle jaki aparat z ciemnym i w ogóle kiepskiej jakości obiektywem. Pewnie tak, bo słońca powinno być na tych zdjęciach dużo więcej niż jest.

Ech, kolejny wydatek.


26 marzec 2012 22:01

Co za opis! Jeden z najpiękniejszych jakie tutaj czytałem. Zdjęcia dopełniają całości. Sama radość. Pozdrawiam

Krzysztof
26 marzec 2012 21:44

Wędrowanie było piękne🙂

Ee, na pewno dostrzegasz podobieństwo w innych miejscach, w końcu każdy z nas nieco inaczej postrzega świat. Mnie od zawsze słońce, zwłaszcza gdy przed chwilą wyszło zza chmur, kojarzyło się z uśmiechem, a znowu ideałem uśmiechu, jego wzorem, jest uśmiech kobiety. Ten i tamten słoneczny rozświetlają nam świat.

Wczoraj wróciłem od syna, weekend spędziłem na wygłupianiu się z wnuczką, a w najbliższą niedzielę jadę pożegnać się z górami.

 

Adam Prończuk
26 marzec 2012 21:29

Będzie brakowało przez wiosnę, lato Twoich  relacji Krzyś! Uwielbiam słońce, ale w mej płytkiej wyobraźni nie potrafię porównać jego usmiechu z radosnym  spojrzeniem  kobiety. Pola zielenieją, Karkonosze w bialej szacie, krótki rękaw i wiatr we włosach -piękne wędrowanie!

Wycieczka na mapie

Zwiedzone atrakcje

Tarczyn

Orzechowice

Chrośnica

Płoszczyna

Czernica

Zaczarowane Podróże - dawniej podroze.polskieszlaki.pl
Copyright 2005-2024