W poszukiwaniu krokusów.

Znajomy w Zakopanym złapał pierwsze krokusy. Ruszamy na beskidzkie szlaki i w ich poszukiwaniu, a może bardziej dla spalenia światecznych kalorii. Ze względu na długość planowanej trasy, tym razem nasz mały góral zostaje w domu. Z Żabnicy Skałki idziemy czarnym na Halę Boraczą, gdzie od pary młodych turystów już wiemy, że krokusy są, ale pod dwumentrową pokrywą śniegu🙂. Pogoda wymarzona,czysty błękit, nieliczne białe obłoczki, wczorajszy śnieżek wybielił szlaki, piękne wędrowanie. W kilka chwil jesteśmy na Radykalnej, skąd przez kolejne hale , łapiąc panoramy, dochodzimy do schroniska na Lipowskiej. Kawka, makowiec z plecaka i w drogę, świateczna kolacja u rodziców czeka. Decydujemy na przejście przez Rysiankę i zejście zielonym. Na całej trasie spotykamy jedynie kilka osób, w tym jednego turystę w rakietach śnieżnych, mimo twardego, niezapadającego się szlaku. Jego przezorność doceniliśmy dopiero na zejściu, gdy na ogrzanym stoku zaczęlismy się zapadać po kolana w miękkim śniegu. Na szczęście utrudnienia trwały jedynie kilkaset metrów. Lekko, przyjemnie zmęczeni dochodzimy do samochodu po czterech godzinach świątecznego wędrowania. To był kolejny wpanialy dzień w Beskidzie.