Z Rabki na Luboń Wielki

2015.07.04 Rabka - Rabka Zaryte (niebieskim) - Luboń Wielki (żółtym) - Rabka Zaryte (niebieskim) - Rabka
Tak zostawiłem je, ja Brutus: Żonkę i Córunię (małe wyrzuty miałem), ale w końcu zostawiłem je pod opiekuńczymi skrzydłami Cioci. To trochę podniosło moje sumienie z poziomu gruntu i pozwoliło z przyjemnością kierować się z Rabki w stronę Lubonia Wielkiego (1022 m.n.p.m.). Nie będę szczegółowo opisywał szlaku, niedawno zrobił to fajnie i wyczerpująco Roman. Wycieczka więc trochę wtórna, ale dla mnie ...

Oczywiście tradycyjnie trzeba było coś „pomotać” na początku, bo mapy nie chciało się wyciągać, a w końcu Rabkę i okolice znam bardzo dobrze ;-). Jakoś tam straciwszy pół godziny opuściłem Rabkę kierując się mniej więcej niebieskim szlakiem na Rabkę Zaryte. Niewielkie podejścia wśród zieloności beskidzkich górek, nad nimi wystaje niedaleki szczyt Lubonia z charakterystyczną wieżą telewizyjną (często podczas burz dostarcza spektakli), po drugiej stronie Gorce z majaczącymi w oddali wierzchołkami Tatr i masyw Babiej Góry.
O 6-tej rano temperatura znośna, bo na później to zapowiadał się morderczy słoneczny grill. Wesoło sobie dreptałem (troszkę psiocząc na leniwych znakarzy, którym się nie chciało za bardzo oznaczać szlaku) i myśląc o różnych sprawach. Tak na co dzień mało jest czasu żeby się pozastanawiać, ale będąc w górach samemu ma się tego czasu całkiem sporo ;-).

Ominąwszy Grzebień szlak dociera do Królewskiej, gdzie wdrapałem się na drewnianą wieżę widokową. Fajne widoczki, mimo iż to tylko niecałe 600 m.n.p.m.. Luboń na wyciągnięcie ręki prawie, widać też stąd dokładnie strome i kamieniste fragmenty Perci Borkowskiego (żółty szlak), którą wybrałem do wejścia na szczyt.
Do Rabki Zaryte zszedłem spadzistym stokiem przy Polczakówce, szlakiem będę wracał, tak to sobie sprytnie obmyśliłem. Po opuszczeniu miejscowości i początkowym polnym płaskim odcinku rozpoczyna się podejście, nie takie znów łagodne. Och, jak sobie gratulowałem inteligencji (?!?), wybrania śródleśnego, osłoniętego przed bezpośrednim słońcem szlaku. Osobnym zjawiskiem były znów muchy, czy coś takiego (dokładnie jak 25 lat temu; Roman nie narzekał, więc chyba czekały tylko na mnie żeby mnie dopaść i wykończyć razem z promieniami słonecznymi, a na górze miałem wszystkie odsłonięte fragmenty rąk i nóg w bąblach) dzięki nim i ogólnemu brakowi szerszych krajobrazów po 1 h 15 min dotarłem na szczyt (z Rabki Zaryte). Najciekawszym odcinkiem jest strome podszczytowe kamienne osuwisko, którym przebiega szlak (miejscami widać z niego całkiem fajnie okolicę w kierunku Gorców, jak i idzie się trochę jak w Tatrach, nawet sobie tak pomyślałem, że to bardzo fajny szlak na przetarcie, jeśli ktoś przymierza się do pierwszych wędrówek w Tatry).



Na szczycie Lubonia Wielkiego ładne schronisko wybudowane w 1931r., zaprojektowane na planie kwadratu tak, aby z sali na piętrze był widok na cztery strony strony świata. Po wybudowaniu tuż obok wieży telewizyjnej, oraz ze względu na wyrośnięte z czasem piękne i zdrowe buki obecnie widoki ze schroniska są mocno ograniczone z trzech stron (sympatyczna pasjonatka fotografii poznana na szczycie pokazywała zdjęcie nocne Krakowa zrobione z okien schroniska, oraz ze wschodu słońca na Polanie Surówka, super fotki) . Samo schronisko jest ładne i klimatyczne, oczywiście zwłaszcza polecam po sezonie. Wejście na dosyć wysoką wieżę telewizyjną dostępne tylko dla wybrańców, niestety ja nim nie byłem.
Do Rabki wracałem niebieskim szlakiem, większość z górki lub z niewielkimi podejściami, więc mimo już niemożliwego upału szło się całkiem przyjemnie.

Niedługa, ale i fajna trasa. Pogoda aż za dobra, „baterie” naładowane nieco, więc z dobrym nastrojem wracałem do swoich Pań. Bez pośpiechu i z ponad godzinnym pobytem na szczycie Lubonia: całość w 6h.