Leśniczówka Pranie

W Rucianem-Nida już kiedyś bywałam, jednak nigdy dotąd nie udało mi się odwiedzić słynnej Leśniczówki Pranie. Miejsce to znane jest dzięki wizytom Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Pisarz przyjeżdżał tam w latach 50-tych,jako gość ówczesnego leśniczego Stanisława Popowskiego. Rozważał nawet możliwość zamieszkania na stałe nad pięknym jeziorem Nidzkim. To właśnie w leśniczówce Pranie powstały niektóre utwory Gałczyńskiego jak np. Niobe, Wit Stwosz czy Kronika Olsztyńska. Obecnie w budynku dawnej leśniczówki znajduje się Muzeum K.I.Gałczyńskiego.
W tym roku nareszcie udało nam się tam dotrzeć. Wybraliśmy dojazd samochodem,choć pewnie romantyczniej i ciekawie byłoby dostać się do muzeum drogą wodną. Droga prowadzi wśród Puszczy Piskiej ,jedzie się przyjemnie,choć oznakowanie nie jest zbyt oczywiste i troszkę pobłądziliśmy. Jezioro Nidzkie to strefa rezerwatu,a przy leśniczówce Pranie znajduje się mała przystań i strome schodki ,z których rozciąga się przepiękna panorama na jezioro Nidzkie. To właśnie w tym miejscu wysiadał z łódki Gałczyński,gdy w 1950 r po pierwszy odwiedził Pranie.

Od strony lądu do Muzeum prowadzi leśna droga, przy której odkryliśmy Aleję Nieznanego Poety. To cykliczne wystawy współczesnych mistrzów słowa. My trafiliśmy na wystawę dotyczącą Olgi Lipińskiej. Przy parkingu można odwiedzić bistro Zielona Gęś. Figurka Zielonej Gęsi wita nas także przed samą leśniczówką. W samym budynku w kolejnych pomieszczeniach eksponowane są przede wszystkim zdjęcia i rękopisy Gałczyńskiego oraz niektóre sprzęty,np. Jego biurko i przybory do pisania. Przed budynkiem zorganizowano scenę,na której odbywają się rozmaite koncerty i spotkania autorskie. Przysłuchuje się im kamienny Gałczyński,którego pomnik „przysiadł” na trawniku przy leśniczówce. Wokół muzeum wytyczono ścieżką dydaktyczną „Śladami Gałczyńskiego”,placówka prowadzi także zajęcia dla szkół i innych grup zorganizowanych.
Miejsce jest absolutnie urokliwe. W sumie nie dziwię się poecie,że zobaczywszy leśniczówkę zapragnął tu zamieszkać. Dla niego to była chyba prawdziwa „wyspa szczęśliwa”. I niezmiernie cieszę się ,że będąc na Mazurach mogłam je zobaczyć i osobiście doświadczyć jego niezwykłej atmosfery.
