Biegiem do Pałacu Branickich

Co można zrobić, gdy znalazło się na dworcu w mieście, w którym nigdy dotąd się nie było i ma się jedynie 2 godziny czasu? Można oczywiście zdecydować się na baaardzo długą kawę, ale można też "odpalić" Google Maps i wybrać jakieś ciekawe miejsce, do którego ma się szanse dojść w te dwie godziny i wrócić. Ja tak zrobiłam w Białymstoku. Jestem co prawda zdecydowaną przeciwniczką zwiedzania "na japońskiego turystę", ale być w jakimś miejscu i nic nie zobaczyć? To nie w moim stylu. Nie w moim stylu jest też zwiedzanie bez zrobienia wcześniej jakiekogolwiek rozeznania, ale cóż - kiedyś musi być ten pierwszy raz.
Po szybkiej analizie planu miasta i własnego w nim położenia uznałam, że jestem w stanie dotrzeć do Pałacu Branickich. Zupełnie nie wiedząc, czego się spodziewać, ruszyłam w drogę. Zgodnie ze wskazówkami mapy szłam ulicą Świętego Rocha. Poźniej sprawdziłam, że wzięła ona zapewne nazwę od wzniesionego przy niej ogromnego, zbudowanego w modernistycznym stylu Koscioła Św. Rocha. Budowla robi wrażenie z zewnątrz, zapewne wnętrze jest także imponujące i żałuję, że nie miałam czasu go obejrzeć.

Idąc dalej natknęłam się na inny budynek sakralny - prawosławny sobór św. Mikołaja. Potem spacer po przestronnym rynku, z jego pięknie odrestaurowanymi kamienicami. Jeszcze rzut oka na katedrę i po przejściu kilkudziesięcu metrów byłam pod Pałacem Branickich. Duży wewnętrzny dziedziniec i sam pałac od jego strony - jak wiele zabytków, które widziałam. Z myślą, że to umiarkowanie atrakcyjne miejsce, przeszłam na drugą stronę Pałacu.
I tu cudowna niespodzianka! Ogród! Piękny, bardzo duży, z precyzyjnie wytyczonym krzewiastym mini-labiryntem i olśniewającymi okazami kwiatów. Spędziłam tam wiecej czasu niż powinnam i drogę powrotną do dworca okupiłam małym stresem. Ale warto było, bo ogród to prawdziwe cacko. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wrócę do Białegostoku i poznam go znacznie lepiej, bo pokazał mi się od najlepszej strony.
