Wyspa Sobieszewska

Wyspa Sobieszewska to był mój krajoznawczy wyrzut sumienia; jak można mieszkać tak blisko i nigdy na niej być? Trafiła więc na listę "Miejsc do odwiedzenia czym prędzej".
Obszar, o którym mowa, nie zawsze był wyspą; kiedyś stanowił część Mierzei Wiślanej. W XIX wieku miały miejsce dwa zdarzenia, które oderwały go od stałego lądu; przerwanie przez wezbraną Wisłę wydmowych obszarów w okolicach miejscowości Górki (w ten sposób uformowało się nowe ujście tej rzeki do Bałtyku), oraz poszerzenie przez wody Wisły przekopu przez Mierzeję, który miał ułatwić mieszkańcom okolicznych wiosek kontakt "ze światem". Obecnie wyspa jest uznawana za dzielnicę Gdańska.

Dziś udało mi się zrobić pierwszy krok w kierunku poznania wyspy, ale sukces był połowiczny. Zaskoczył nas długaśny korek w drodze na miejsce, który bardzo wydłużył czas dojazdu, oraz niezwykle męczący upał, sprawiający, że nasza krajtroterska wydolność piechurów mocno spadła. Przedpołudnie nie zapowiadało późniejszych temperatur, więc po dotarciu do miejscowości Sobieszewo raźno ruszyliśmy leśnym szlakiem turystycznym w stronę zbiornika wody Kazimierz, który był naszym celem ze względu na znajdujący się na nim punkt widokowy. Trzykilometrowy marsz przy rosnącej szybko temperaturze sprawił, że z pewną ulgą przyjęliśmy wiadomość, że będzimy musieli poczekać ponad pół godziny na wejście do środka; przymusowy popas dobrze nam zrobił.
Było warto czekać, bo widoki z Kazimierza są niepowtarzalne; widać z niego dwa skrajne cyple Wyspy Sobieszewskiej (oba są rezerwatami przyrody), a przy tak dobrej jak dzisiejsza widzialności można dostrzec charakterytyczne budowle Trójmiasta, a nawet Półwysep Helski. Zbiornik udostępnia zwiedzającym lornetki, więc można sobie zlustrować naprawdę spory obszar nad Bałtykiem. Ponadto mała ekspozycja edukacyjna pozwala dowiedzieć się jak działają takie zbiorniki jak ten, dostarczający wodę do dużej części Gdańska.

Po zejściu na dół 167 stopniami schodów Kazimierza, udaliśmy się z powrotem w stronę "centrum" Sobieszewa, by stamtąd ruszyć do rezerwatu "Ptasi Raj", czyli miejsce postoju ponad 300 gatunków ptaków w ich podróżach z i do ciepłych krajów. Po drodze obejrzeliśmy dwie charakterystyczne stelle (nagrobki), które pozostały po tutejszym dawnym cmentarzu mennonitów, kiedyś licznie zamieszkujących tereny Mierzei Wiślanej i Żuław.
Rezerwat udało się zobaczyć tylko częściowo; uciekający szybko czas i zmęczenie upałem sprawiły, że dotarliśmy jedynie do znajdującego się na jego terenie jeziorka "Karaś" oraz pierwszej wieży widokowej; zresztą informacja, iż zamknięto groblę umożliwiającą przejście rezerwatu dookoła też znacznie ostudziła nasze zapały.



Podsumowując: wrócę jeszcze na Wyspę na pewno, ale poza sezonem, gdy znikną już z uliczek Sobieszewa mało estetyczne wakacyjne stragany, a pogoda pozwoli pokonać trochę więcej kilometrów niż dzisiaj. Tym razem celowo pominęliśmy sobieszewskie plaże, które przeżywały najazd spragnionych słońca wczasowiczów i mieszkańców. Jako turysta lubiący ciszę poczekam, aż na wyspę wróci posezonowy spokój.