Spacerem do Rozewia

Jastrzębia Góra jest wymarzonym miejscem na krótki odpoczynek po sezonie; wracam do niej bardzo często, zwłaszcza gdy wrzesień pozwala się cieszyć piękną końcówką lata. Miejscowość tę przeszłam już wzdłuż i wszerz nie tylko ja, ale i wielu Krajtroterów, więc nie będę specjalnie się rozwodzić nad jej urokami. Powiem tylko, że jej okolice to wymarzone tereny na uprawianie aktywnego wypoczynku "o kijach", czyli nordic walkingu. Od krótkich tras zaczynających się i kończących w kawiarni 😉 po wielokilometrowe marszruty wiodące przez plaże i lasy - tu znajdą coś dla siebie i weekendowi spacerowicze, i prawdziwi wyczynowcy. Ja plasuję się gdzieś pośrodku tej stawki i tym razem wybrałam trasę do Rozewia, sztandarowego punktu polskiego wybrzeża, z jego latarnią o iście pocztówkowej urodzie. Droga spaceru wiodła z jastrzębiogórskiej plaży, przez Lisi Jar, po rozewskie Blizarium. Po drodze miałam okazję po raz kolejny przekonać się, jak morze z każdym rokiem zmienia linię brzegową, niezależnie od planów i wysiłków człowieka; jednymi ze schodów, którymi jeszcze ubiegłej jesieni dało się zejść na umocniony fragment plaży, teraz można trafić prosto do wody.
Latarnię w Rozewiu charakteryzują nie tylko walory estetyczne, ale i edukacyjno-poznawcze: w obiekcie mieści się naprawdę interesujące pod względem tematycznym muzeum latarnictwa. Przybliża ono historię i rozwój sztuki nawigacyjnej i prezentuje modele wielu, starszych i nowszych, latarni działających na polskim (i nie tylko) wybrzeżu. Modele, a jakże, świecą 🙂 Latarnia rozewska jest o tyle unikatowa, że ma dublerkę - stojącą kilkaset metrów dalej drugą latarnię, która funkcjonowała, gdy światło tej pierwszej przestało wystarczać z powodów technicznych. Po modernizacji starej nową latarnię wyłączono. Inną jej nietypową cechą jest to, że z jej laterny nie zobaczy się morza - porastające stromy klif drzewa całkowicie zasłaniają widok na Bałtyk. Można za to rzucić okiem na rozciągjące sie na południe łąki.

To oczywiście nie była moja pierwsza wizyta w Rozewiu, więc zauważyłam, że otoczenie trochę się zmieniło; obiekty wzbogaciły się o rekonstrukcję wnętrza dawnego budynku gospodarskiego, a w dawnej stajni w sezonie działa prywatna ekspozycja malarstwa (niestety, za mojej bytności już nieczynna). To trzecia latarnia, którą odwiedziłam w tym sezonie i stwierdzam, że choć najmniejsza, to wcale nie mniej atrakcyjna niż większe koleżanki. Małe jest piękne! 🙂