Na zamku w Malborku

O zamku w Malborku wiele już zostało napisane, więc nie będę się długo rozpisywać. Nikomu nie trzeba przedstawiać jednego z najsłynniejszych zamków w Polsce. W końcu i my zawitaliśmy w Malborku.
Jesteśmy na zamku w poniedziałek, kiedy wystawy są nieczynne. Jest to działanie świadome i zamierzone, bo przy standardowym zwiedzaniu trwającym według opisów około 3,5 h mogłyby mi dzieci wymięknąć i marudzić. W poniedziałek w ciągu niecałych 2 h zwiedzamy i to z przewodnikiem to, co nas najbardziej interesuje. Oglądamy fosy i dziedzińce, zamek niski, średni i wysoki, poznajemy mechanizm działania zamkowego pieca i dowiadujemy się do czego służyła wieża gdanisko. Nawet jak dzieci biegają po dziedzińcu zamiast słuchać przewodniczki, to matka się nie stresuje jak by to było na wystawie typu „nie dotykać eksponatów”.

Na zakończenie wchodzimy już bez przewodnika na wieżę widokową, skąd widać cały Malbork, okolice, a przy dobrej pogodzie podobno nawet Gdańsk. Tym razem zamiast Gdańska widzimy czarną chmurę i szybko wracamy na dół ledwie zdążając przed pierwszymi kroplami deszczu.
Na podzamczu jak w dawnych czasach pełno straganów i kupców oferujących towar wszelkiego rodzaju. Nie brak jadła i napitku dla posilenia strudzonych przybyszów. Spotykamy nawet dwóch młodzieńców w białych płaszczach z czarnym krzyżem. Czyżby jakieś poselstwo od Wielkiego Mistrza? Komu nie brak odwagi, może spróbować dosiąść wierzchowca. I tak okazuje się, że mam w rodzinie rycerza na koniu i małego giermka na kucyku.

W planach mieliśmy jeszcze rejs po Nogacie, ale pomimo informacji na stronie internetowej i na przystani o cenach i godzinach rejsów nic oprócz kaczek po rzece nie pływa, więc musimy obejść się smakiem.
Wieczorem tak długo wybieramy się z naszej bazy na zachód słońca, że w końcu jest już po zachodzie. Za to możemy obserwować pięknie podświetloną fontannę we Fromborku i pulsujące światło latarni w Krynicy Morskiej.


