Wejherowo wieczorowo

Do wybrania się do Wejherowa sprowokowała nas chęć porządnego rozruszania się po świątecznym lenistwie oraz informacja (potwierdzona fotograficznymi dowodami), że o tej porze roku stacje Kalwarii Wejherowskiej są po zmroku świetnie oświetlone. Wizja marszruty ciemnym lasem do kolejnych rozjarzonych światłem stacji bardzo nam podziałała na wyobraźnię.
Wejherowo jest współcześnie częścią tzw. małego Trójmiasta, a nazwę swą otrzymało od nazwiska swego założyciela, polskiego wojewody, Jakuba Wejhera, który założył je w połowie XVII wieku. Dzięwiętnastowieczny słownik geograficzny Królestwa Polskiego uznał miasto za stolicę Kaszub. Dotychczas bywałam w tym mieście wyłącznie przejazdem, lub by szybko załatwić jakieś służbowe sprawy, więc cieszyłam się na obejrzenie go od innej strony.

Wyruszyliśmy do Wejherowa wczesnym popołudniem, by zdążyć choć część miasta zobaczyć za dnia. Jeszcze w świetle dziennym obejrzeliśmy miejski park z Pałacem Przebendowskich i Keyserlingków (obecnie siedziba Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej) oraz ostatnie stacje Kalwarii. Zmrok zapadał dość długo, bo dzień był bezchmurny, ale ruszyliśmy do początkowych stacji licząc na niezapomniane widoki oświetlonych kapliczek. Minęliśmy dawny młyn wodny na rzece Cedron oraz Bramę Jerozolimską. Niestety, spotkało nas spore rozczarowanie - do końca naszej wędrówki (a ostatni odcinek trasy pokonywaliśmy w zupełnych ciemnościach) wszystkie stacje Kalwarii były pozbawione oświetlenia - nie wiadomo dlaczego (czyżby włączano je dopiero w godzinach wieczornych?). Niektórych z nich nie byliśmy nawet w stanie dostrzec.
Trochę nam to zepsuło nastrój, ale nie na długo. Albowiem nasze pragnienie iluminacji zaspokoił z naddatkiem wejherowski rynek z bogato ozdobionym ratuszem i innymi świetlnymi świątecznymi atrakcjami. W saniach zaprzężonych w lampkowego renifera robiły sobie zdjęcia nie tylko dzieci, ale i dorośli. W rynku na postumencie dumnie prężył się pomnik wojewody Wejhera, który na okres świąteczny przywdział czapkę Świętego Mikołaja. Spóźniony obiad, a potem kawa i ciacho w lokalnej kawiarni były miłym akcentem na koniec pobytu.
