Świętokrzyskie: Krzemionki i Ćmielów

Kolejny dzień krajoznawczego pobytu w świętokrzyskiem zapowiadał się słonecznie i interesująco - i taki też był.
Rozpoczęliśmy nasz objazd od wizyty w rezerwacie w Krzemionkach Opatowskich - niezwykłym miejscu, jakiś czas temu dość głośnym dzięki krzemieniowi pasiastemu, który zrobił w Polsce i na świecie furorę jako kamień ozdobny. Jednak kamień ten wydobywano w okolicy już w neolicie, bynajmniej nie z uwagi na jego estetyczne walory; ze względu na ostre krawędzie, jakie miał po pozyskaniu z pokładów wapienia, był dla naszych praprzodków cennym narzędziem. W rezerwacie można zobaczyć i poczuć w jaki sposób i w jakich warunkach wydobywano ten minerał tysiące lat temu. To jedyna taka na świecie atrakcja, udostępniona do powszechnego zwiedzania.

Na terenie samego rezerwatu i w okolicach odkryto około 4 tysięcy prastarych mini-kopalni. Schodzimy do korytarza podziemnej trasy turystycznej, łączącej kopalniane komory i wyrobiska. Z każdym metrem w głąb temperatura spada, by na samym dole osiągnąć około 7 stopni Celsjusza (na zewnątrz było około 25). W takim właśnie zimnie i w niemal całkowitych ciemnościach, rozświetlanych jedynie skąpym czerwonawym światłem łuczywa, neolityczni górnicy wydobywali krzemień. Przechodzimy półkilometrowym korytarzem wykutym w warstwach białej jak śnieg skały wapiennej. Podziwiamy tzw. krzemionkowe ławice, czyli pokłady krzemienia; wyglądają one jak rodzynki wetknięte w wapienne ciasto. Słuchamy arcyciekawych opowieści lokalnego przewodnika-archeologa, prawdziwego pasjonata historii. Spędzamy w rezerwacie w sumie 2 godziny; po z wyjściu z podziemnego korytarza rzucamy jeszcze okiem na rekonstrukcję prastarej osady i wracamy przez las do budynków muzeum. Cały obiekt jest świetnie zagospodarowany i przygotowany na przyjęcie turystów.
Pakujemy się do busa, bo przed nami dalsza część atrakcji. Jedziemy do Ćmielowa, by odwiedzić słynną w Polsce i świecie fabrykę porcelany, której produkty od kilku lat cieszą się znów zasłużoną popularnością. Fabryka od kilkunastu lat ma prywatnego własciciela, który podtrzymał produkcję i stara się o odtworzenie jej dziedzictwa; odkupuje od osób prywatnych i firm tzw. formy-matki naczyń i figurek, które cieszyły się przed laty ogromną popularnością i stanowią jej znak rozpoznawczy. Właściciel nawiązał też ponownie współpracę z artystami, którzy w połowie XX wieku tworzyli najbardziej rozpoznawalne wzory porcelany dla ćmielowskiej manufaktury. Jednym z tych artystów jest Lubomir Tomaszewski, obecnie blisko stulatek (!), który był cenionym w Polsce w latach powojennych rzeźbiarzem, jednak ze wzgledu na sytuację ustrojową wyemigrował do USA. Tam zrobił karierę - jest jednym z kilku na świecie artystów, którzy tworzą swe dzieła za pomocą ognia i dymu. Jest też znany jako "rzeźbiarz ruchu" - jego rzeźby charakteryzują się unikalną dynamiką; możemy się o tym przekonać naocznie, bowiem wystawa jego prac znajduje się na piętrze ćmielowskiego Żywego Muzeum Porcelany. Dlaczego "żywego" muzeum? Dlatego, że można w nim zobaczyć pełen proces powstawania pięknych naczyń i misternych figurek.

W Ćmielowie porcelana jest nadal wytwarzana metodą ręczną; jedyna zmiana jaka zaszła w procesie wytwórczym dotyczy stosowanego obecnie pieca do wypalania form. Teraz jest używany gazowy, bardziej ekonomiczny. Do starego pieca wchodzimy, by... obejrzeć w nim film o historii fabryki. Oglądamy okazałą kolekcję naczyń i innych przedmiotów, które powstawały w Ćmielowie na przestrzeni 200 lat jej działalności. Po wyjściu z budynku oglądamy jeszcze znajdującą się na zewnątrz część wystawy, czy raczej przedsięwzięcia artystycznego obecnego właściciela fabryki Adam Spały - zbioru rzeźb pod nazwą Piękne Małpy Europy. Pierwotnie kolekcja składała się z malowanych na porcelanie obrazów, po jednym na każde europejskie państwo. Po pewnym czasie dołączyły do rzeźby z brązu.
Na koniec w przyfabrycznej kawiarence pijemy pyszną kawę oraz kapkę specjalnie na jej potrzeby produkowanego likieru - likier jest serwowany w czekoladowych kokilkach, a kawa - rzecz jasna w przepięknych ćmielowskich filiżankach. To była bardzo miła kropka nad "i" tej wycieczki - polecam każdemu.


