Ślęża
Na tę górkę chciałam wejść od dawna, bo interesowały mnie kiedyś wierzenia pogańskie. Chciałam po prostu też poczuć klimat tego niezwykłego miejsca, które niegdyś było ośrodkiem kultu i przewijało się jako tło czytanych przeze mnie książek. Lubię góry, w których można znaleźć coś więcej, niż tylko wysokość i widoki.
Po dłuższej jeździe opłotkami i omijaniu korków na autostradzie znaleźliśmy się na Przełęczy Tąpadła. Swoją drogą jaka ciekawa nazwa miejscowości, z tego co czytałam to notowanej w starych księgach już w XIII wieku, a dziś - wioseczka typu trzy domy na krzyż 🙂.
Ruszyliśmy szeroką drogą w tłumie klapkowiczów. Nie wiem, czego się spodziewałam po tym szlaku, choć miałam delikatną nadzieję, że będzie choć trochę samotności. Nawet w krzaczki nie bardzo było jak pójść bo wszędzie wokół tyle ludzi 😢. Droga do góry trochę się dłużyła, byliśmy też zmęczeni podróżą w upale. W końcu doszliśmy na szczyt. Tuż przed wierzchołkiem stał kamienny obelisk z informacją, że oto tu jest starożytne miejsce kultu. I nic więcej, żadnej tabliczki informującej o tymże kulcie, a szkoda.
Idziemy dalej, naszym oczom ukazuje się budynek z paskudną szpecącą krajobraz wieżą, za owym obiektem Dom Turysty PTTK, a następnie kościół, jakiś krzyż i kamienna niedźwiedzica z bokami wytartymi od sadzania na nią dzieci ("chodź, zrobię ci zdjęcie z misiem"😉. Ciekawe jakby tak dzieci sadzać na plecy aniołów w kościele, czy to też byłaby taka atrakcja? Myślę, że przedmiot kultu niezależnie jakiej religii, czy aktualnej, czy minionej, powinien być traktowany z szacunkiem. Po zgorszeniu się ruszam na wierzchołek.
Spodziewałam się tabliczki z nazwą szczytu, ale była tylko wieża widokowa, na którą nie chciało mi się już wchodzić. Kilka zdjęć i wracamy. Mijamy kościół szerokim łukiem i w duchu myślę, jaka religia powstanie za kilka tysięcy lat i jakaż kolejna świątynia stanie na tym kurczącym się wierchołku... Wchodzimy do Domu Turysty i decydujemy się zjeść tam fasolkę i zupę dyniową. No cóż. Nie polecam tam kupować czegokolwiek ciepłego. Kucharka chyba miała zły dzień.
Zejście ze Ślęży znów się dłuży, ale przynajmniej tłumy gdzieś zniknęły i jest względny spokój. Jedziemy prosto do Karpników na Tabor pod Krzywą, leśny kemping, na którym spędzamy od kilku lat długie weekendy. Dzień udany, przynajmniej zdobyłam kolejny szczyt do KGP.