Zajęcznik i Katorga
Tego dnia oboje mieliśmy zaplanowane rowery w Górach Izerskich. Pojechaliśmy do Świeradowa Zdroju do wypożyczalni, ale chwilę po tym, jak weszłam na rower i przejechałam kilkanaście metrów, zatrzymałam się przerażona. Przeszło miesiąc temu miałam wypadek rowerowy, w którym mocno się poobijałam. Uderzyłam kaskiem w kamień i posiniaczyłam nogi. Została mi trauma, nad którą nie mam obecnie ochoty pracować. W związku z tym odpuściłam sobie ścieżki enduro, a zamiast nich wybrałam spacer.
Mój partner oczywiście mi nie towarzyszył. On pojechał, a ja postanowiłam pójść spacerowym szlakiem na Zajęcznik. To niewysoka górka obok Świeradowa. Ma nieco ponad 600 metrów i w zasadzie oprócz ścieżek biegowych i rowerowych nic na niej nie ma. Nie będę opisywać jak mi się szło, dość powiedzieć, że mnogość dróżek sprawiła, iż kilkukrotnie się zgubiłam. Moja mapa mówiła co innego, niż oznaczenia na tablicy przed wejściem do lasu. Na ogół miewam dobrą orientację w terenie, ale akurat nie tu. Wróciłam więc na parking, na którym spotkałam mojego M. On pojechał na drugą część ścieżek, a ja powędrowałam nad wodospad, który był zaznaczony na mapie.
Finalnie jednak nań nie dotarłam. Doszłam do zielonego szlaku i postanowiłam kawałek nim podejść. Był bardzo stromy, więc potraktowałam go jako trening. Nie chciałam wychodzić zbyt wysoko, jednak po ok. 40 minutach marszu zorientowałam się, że jestem już prawie pod schroniskiem na Stogu Izerskim. W tej samej chwili popatrzyłam na zegarek. Dochodziła 16.40 a na 17.00 umówiłam się z M. na dole. Z jednej strony miałam kilkanaście minut do szczytu, a z drugiej ponad pół godziny na dół. W dodatku wiedziałam, że M. już na pewno ma rozładowany telefon i jeśli zdecyduję się iść dalej, to nie dodzwonię się do niego. Z żalem zawróciłam. Kiedy byłam już prawie na parkingu zadzwonił on. Miał już tylko 5% baterii. Ale byłam zła na siebie, że nie dałam mu znać, na pewno by przeczytał wiadomość i odpisał, a ja mogłabym sobie zaliczyć drugi raz Stóg i wybrać inny szlak zejściowy. Ten zielony, którym wchodziłam według mapy nazywa się "Katorgą". I nic dziwnego. Stromizna jest spora, a do tego asfalt ciągnie się od samego dołu. Nazwa idealna. Na pewno jeszcze wrócę na ten szlak. Świetnie można na nim trenować wydolność pod Tatry i nie tylko.
Wracając pojechaliśmy jeszcze na Polanę Jakuszycką na chwilę, ale wieczorne zimno szybko zagoniło nas z powrotem do auta.
Trasa: Zajęcznik i Katorga