Włodawa - miasto trzech kultur

"...wszystko się uda, o to nie ma żadnej obawy, przecież jedziemy dziś na dwa dni do Włodawy..."
Jedziemy do Włodawy tylko na jeden dzień. Włodawa jest znana jako miasto trzech kultur, gdzie przez wieki splatały się różne narodowości i religie, a do II wojny światowej większość mieszkańców stanowili żydzi. Zamierzamy odwiedzić wszystkie trzy świątynie reprezentujące trzy kultury. Jednak zwiedzanie zaczynamy od …lodziarni, bo przecież z dziećmi w upalny dzień nie da się inaczej. Dopiero później kierujemy się kolejno do synagogi, cerkwi i kościoła. Synagoga i cerkiew są akurat remontowane i całe w rusztowaniach. Kościół św. Ludwika wygląda na świeżo wyremontowany. W Wielkiej Synagodze i Małej Synagodze mieści się muzeum, które zwiedzamy.

Później idziemy nad Bug, który stanowi tu granicę państwa. Rzut okiem na Białoruś i wracamy do centrum. Spacerujemy jeszcze trochę po Włodawie. Zwracamy uwagę na słynny Czworobok – unikatowy przykład zabudowy rynkowej z XVIII wieku. Budynek wzniesiony na planie kwadratu z wewnętrznym dziedzińcem kiedyś mieścił w sobie kramy i jatki. Wielokrotnie przebudowywany zachował pierwotny charakter i współcześnie są tu sklepy i punkty usługowe.
Żegnamy się z Włodawą i przenosimy do położonej kilka kilometrów na południe wsi Orchówek. Mam zamiar odnaleźć trójstyk granic, bo gdzieś nieopodal łączą się: Polska, Białoruś i Ukraina. Jednak wobec braku oznaczeń tego punktu w terenie, drogi nienadającej się do jazdy samochodem, śpiącego dziecka nienadającego się do pieszych poszukiwań i braku zasięgu, bo komórka wariuje na temat tego w jakim kraju się znajduje – z żalem rezygnuję. Według mapy papierowej mam wątpliwości czy już nie minęliśmy trójstyku wcale go nie zauważając. Spróbowałabym jeszcze podejść z drugiego końca wsi, ale nie tym razem. Na pocieszenie okazuje się, że można wejść na wieżę kościoła św. Jana Jałmużnika w Orchówku. Oczywiście korzystamy z tej możliwości i podziwiamy przygraniczne widoki.

Na koniec jedziemy do Okuninki nad słynne Jezioro Białe, o którym sporo słyszałam i chciałam zobaczyć je na żywo. Na miejscu dzieciom bardzo się podoba, a mi znacznie mniej, bo co tu dużo mówić – kurort. Płatne parkingi i toalety. Trudno dojść do plaży wśród mnóstwa straganów i innych atrakcji. Do tego w ciepły słoneczny dzień tłumy ludzi nad wodą, na wodzie i w wodzie. Kąpiemy się trochę, robimy obowiązkowe zdjęcie z legendarnym krokodylem i wracamy do bazy - nad spokojne, zaciszne jezioro Rotcze.