Biebrza po sezonie

Dodatkowy dzień wolny, który trafia się raz na sto lat, trzeba dobrze wykorzystać. Najpierw odwiedzamy grób mojej prababci na wiejskim cmentarzu, na który planowaliśmy dotrzeć od początku listopada. Stamtąd już tylko przysłowiowy „rzut beretem” nad Biebrzę, więc decydujemy się na małą objazdówkę. Jest chłodno i pochmurno, ale przynajmniej nie pada. Spośród wielu ciekawych miejsc w Biebrzańskim Parku Narodowym wybieramy trzy: Dolistowo, Goniądz i Osowiec.
W Dolistowie zatrzymujemy się nad Biebrzą. Tym sposobem, podczas gdy bardziej popularne i bardziej uzasadnione są wyprawy na grzyby, ja spędzam czas na plaży. Córka niechętnie przyjmuje do wiadomości, że w listopadzie nie można wejść do wody. Ale jak nie da się nogi zamoczyć, to może chociaż patyk...?

W Goniądzu odwiedzamy kościół św. Agnieszki i punkt widokowy na Dolinę Biebrzy. Widoki są nie najlepsze z powodu warunków pogodowych, ale też nie najgorsze.
Na koniec stajemy w okolicach Osowca przy ruinach bunkra będącego pozostałością fortu II. Drepczemy w górę i w dół po betonowych schodkach, bo to przecież taka fajna zabawa. Dziecię ciągnie mnie też do częściowo zawalonego wnętrza. Mądrala🙂 Ona nie musi się nawet schylać, żeby tam wejść.

Postoje nie są długie – krótki spacer, kilka zdjęć i łyk gorącej herbaty z termosu. Nie sądziłam wcześniej, że herbatka z termosu może być tak wielką atrakcją… W końcu muszę ograniczyć to picie, bo to że mam podgrzaną herbatę wcale nie oznacza, że zapewnię podgrzewaną toaletę. Tymczasem córcia wypiłaby chyba całą Biebrzę, gdyby tylko rzeka była w termosie.
Obiecujemy sobie wrócić tu, gdy będzie cieplej, skorzystać z plaży i więcej połazić po bunkrach.


