Szydłowiec po drodze

Nareszcie. Jedziemy na wymarzony, długo oczekiwany i dobrze zaplanowany urlop. Na Jurę. Droga jest daleka, więc trzeba zrobić postój i to najlepiej nie byle gdzie. Na dobry początek zwiedzania wybieram Szydłowiec.
Zatrzymujemy się w pobliżu zamku z XV wieku, który był rezydencją Szydłowieckich i Radziwiłłów. Spacerując przez park zamkowy obchodzimy budowlę prawie dookoła i przez most dostajemy się na wyspę. Podchodzimy do zamku, który pięknie prezentuje się wśród zieleni.

Wewnątrz zwiedzamy unikatowe w skali Europy Muzeum Ludowych Instrumentów Muzycznych. Kolekcję tworzą przeróżne mniej i bardziej znane instrumenty pochodzące z wielu regionów Polski. Widzimy m.in. bębny i harmonie, skrzypce i dudy, ligawy i rogi pasterskie, a także piszczałki, gwizdki, okaryny. W tle słychać muzykę, którą na tych cudeńkach tworzyły wiejskie kapele.
Udaje mi się jeszcze przekonać rodzinę do chwili spaceru po szydłowieckim rynku. Zwracam uwagę na zabytkowy ratusz i stojący przed nim pręgierz (snuję domysły czy na pewno nie jest już używany) oraz kościół św. Zygmunta.

Po tej przyjemnej przerwie w podróży ruszamy w dalszą drogę, aby wieczorem dotrzeć do Łutowca, który ma stać się nasza bazą wypadową na najbliższe dwa tygodnie – „innym domem” jak mówi córka dla odróżnienia kwatery agroturystycznej od stałego miejsca zamieszkania. Teraz zamiast chcę do domu będę słyszała chcę do innego domu, chociaż prawdę mówiąc najczęściej będzie to chcę na lody.