Kraina Otwartych Okiennic, rozlewisk i... Baby Jagi, czyli majówka na Podlasiu
Jest takie miejsce nazywane Krainą Otwartych Okiennic, o którym może nie każdy słyszał. A ten kto słyszał może myśli, że to na końcu świata. A my (i pewnie wielu innych) mijaliśmy je wiele razy w drodze do Białowieży, nie zatrzymując się i nie zwracając uwagi. Przyszedł czas, by to zmienić tym bardziej, że Białowieża jest na razie niedostępna, a Otwarte Okiennice stają się coraz bardziej popularne.
Kraina Otwartych Okiennic formalnie obejmuje trzy wsie: Trześciankę, Puchły i Soce. Są jednak pewne „ale”.
Pierwsze „ale”: Kolorowe, pięknie dekorowane domy można spotkać również w wielu innych okolicznych wsiach.
Drugie „ale”: My wybraliśmy się na jeden dzień i w dodatku, żeby zachęcić dziecko do wyjazdu, obiecałam wizytę u Baby Jagi. Z powodu tych ograniczeń czasowych tym razem odwiedziliśmy tylko dwie wsie: Trześciankę i Puchły.
Niewątpliwą wizytówką Trześcianki jest piękna drewniana zabytkowa cerkiew pod wezwaniem św. Michała Archanioła. W odróżnieniu od wielu innych głównie niebieskich cerkwi, ta jest zielona.
Spacerując przez wieś oglądaliśmy charakterystyczne kolorowe otwarte okiennice, a także dekoracje nad oknami, na narożnikach i w szczytach domów.
W ostatnim czasie Trześcianka stała się znacznie cichsza i spokojniejsza, bo wybudowano jej obwodnicę i teraz cały ruch samochodowy na trasie Białystok-Hajnówka omija wieś. Po obejrzeniu Trześcianki, za namową miejscowej koleżanki, udaliśmy się nad pobliskie rozlewisko. Skręciliśmy w zupełnie nieoznakowaną żwirówkę, minęliśmy cmentarz, a na końcu drogi naszym oczom ukazała się łąka zalana wodą. Widok nie ustępował krajobrazom, które znam znad Biebrzy.
To Narew w wiosennej odsłonie, bez żadnych turystów, za to z mnóstwem ptaków. Jakiś duży drapieżnik poderwał się do lotu. W oddali widziałam łabędzie, kaczki i chyba nawet bataliony. Niestety pewności nie mam, bo były zbyt daleko, a nie wzięliśmy lornetki (to był błąd).
Następnie pojechaliśmy do Puchłów, żeby zobaczyć niebieską cerkiew pod wezwaniem Opieki Matki Bożej. Przez wielu jest ona uważana za najpiękniejszą cerkiew na Podlasiu. Ja przekornie napiszę, że wolę tę z Trześcianki, bo lubię zielony kolor. Zresztą każda jest inna, niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju.
W Puchłach warto podejść drogą tuż przy cerkwi w stronę Narwi. Jest tu krótka drewniana kładka prowadząca do samej rzeki. Oczywiście skorzystaliśmy. Spacer wśród kwitnących kaczeńców, przy dźwiękach kszyków (nie krzyków tylko ptaków kszyków wydających charakterystyczny odgłos), w towarzystwie przelatujących nieopodal bocianów to zdecydowanie coś, co tygryski lubią najbardziej.
W końcu wyruszyliśmy śladami Jasia i Małgosi i trafiliśmy do Chatki Baby Jagi. Baba Jaga mieszka w Orzeszkowie niedaleko Hajnówki, a jej domek z piernika bardzo pasuje do okolicznej architektury z otwartymi okiennicami.
Przeszliśmy kurs latania na miotle, gotowaliśmy zupę z dziwnych składników, spaliśmy na piecu i byliśmy zapiekani w piecu. Mogliśmy też spróbować swoich sił w czarowaniu. Ogólnie miło i wesoło spędziliśmy czas.
Zrobiło się późno i trzeba było wracać, ale niedosyt pozostał, bo wielu ciekawych miejsc w okolicy nie zdążyliśmy zobaczyć. Mam nadzieję, że kiedyś w te strony wrócimy, a innym polecam zaplanować tu całą majówkę, a nie tylko jeden dzień.
Informacje praktyczne:
W Trześciance i okolicy są gospodarstwa agroturystyczne, gdzie można przenocować.
Z wyżywieniem jest gorzej – brak barów, restauracji itp., najbliższe chyba w Hajnówce. Lepiej zadbać o coś do jedzenia we własnym zakresie.
Wstęp do Chatki Baby Jagi kosztuje 22 zł zarówno od dziecka jak i dorosłego, bo tu wszyscy bawią się jak dzieci. Płatność tylko gotówką, bo to w końcu koniec świata i zasięgu brak.