Czerwonym szlakiem na Baranią Górę

Mimo tego, że niedziela zapowiadała się deszczowo- postanowiliśmy ruszyć na szlak o godzinie 6:00, czyli jak zwykle last minute do startu w góry 😉 Ku mojemu ogromnemu, miłemu zaskoczeniu w wędrówce mieli mi towarzyszyć znajomi z którymi poznałam się na Wyrypie-dodatkowo poznałam Madzię, która pomimo 11 lat dzielnie maszerowała z nami bez marudzenia-rośnie kolejna zapalona turystka 🙂
Szlak czerwony rozpoczynający się przy Urzędzie Gminy biegnie bulwarami nad Sołą i przeprawia się przez nią pięknym, nowym mostem w stronę Traktu Cesarskiego, by dalej uderzyć i piąć się stopniowo do góry, mijając po drodze fort Waligóra. Trasa na odcinku WG- Glinne biegnie pod lekkim nachyleniem zwiększając metraż przewyższeń, ale nie prawdą jest, że jest trudny czy ciężki do przejścia-wielka bzdura! Szlakiem idzie się naprawdę lekko i przyjemnie, a stopniowo odsłaniający się widok przy szczycie objawia panoramę na Gminę Węgierska Górka.

Mimo, iż jestem rodowitą górczanką jestem na Glinnym pierwszy raz 🙂 Widok jest wspaniały. Widoczność była niezła i dostrzegliśmy bez problemu Babią Górę, która spała pod pierzynką bialutkich owieczek. Troszkę postraszył nas wietrzyk i lekka mżawka, wiec postanowiliśmy się szybciutko poubierać, bo im wyżej wędrowaliśmy-tym bardziej było zimno…no i po 15 minutach stała się rzecz okropna! Zorientowałam się, że straciłam okularki gdzieś na postoju przy ubieraniu…akcja poszukiwawcza trwająca z 20 minut na szczęście przyniosła pozytywne rezultaty i dzięki bystremu oku Maćka odzyskałam zgubę. Przegapiłam niestety podczas poszukiwań piękną tęczę, która ukazała się ze szczytu Glinnego w trakcie, gdy w pojedynkę rozpoczęłam akcję poszukiwawczą.
Stwierdzam stanowczo, że na Baraniej jest zła aura, gdyż już dwie rzeczy straciłam w tej okolicy-okulary się znalazły, a naszego Stefana jak nie było tak nie ma 😢 Ze szczytu zapomniałabym dodać rozpościera się piękna panorama na Skrzyczne, Żywiec, Gminę Milówkę i WG. Oczywiście widać już nasz cel wędrówki czyli Baranią Górę.

Ruszamy w stronę Magurki Radziechowskiej schodząc stromo w dół, by znowu, po kilkunastu minutach, rozpocząć krótką wspinaczkę na Magurkę Radziechowską. W rozmowach zastanawiamy się czemu nie widzimy nigdzie bacówki o której nam wspominał nasz kolega z Wyrypy, a którą tak bardzo zachwalał…Przyszedł wspaniały przebłysk Słońca rozświetlający soczyście zielony, mokry od nie dawnych opadów deszczu las…jeszcze kawałek i…jest! Wielka, kolorowa, w promieniach Słońca mieniąca się Magurka Radziechowska. A na niej mała bacówka w której można odsapnąć i schronić się przed szalejącym wiatrem. Nic to…kiedy rozejrzałam się dookoła moim oczom ukazał się wspaniały widok na Beskid Mały i Żywiecki i okoliczne wsie. Nie da się tego opisać i nawet zdjęcia tego nie wyrażą. Ten cudny obrazek trzeba zobaczyć na własne oczy-czyli tak jak zapewniał nasz kolega: warto przyjść, warto usiąść i zrelaksować się wspaniałym krajobrazem. Zatrzymaliśmy się na 20 minut w bacówce, aby wiatr przestał szumieć nam w uszach 🙂
Kolejny etap to Magurka Wiślańska do której zmierza się odsłoniętym garbem szczytu. Po drodze mijamy piękne skałki i nie omieszkaliśmy się na nie wdrapać do zdjęcia 🙂Z Magurki już szło się z górki- podejście pod Baranią Górę biegnie trawersikiem pod lekkim nachyleniem do samego szczytu, więc wędrówka nie męczy zbytnio. Osłonięci przed wiatrem podziwiamy zbocza szczytu i wypatrujemy lepszej pogody, bo zaczyna nam się lekko chmurzyć nad głowami.



Przed szczytem Jacek nas pozostawia i rusza do schroniska, wraz z resztą udajemy się na PKS na stacji Rezerwat Baraniej Góry-charakterystyczny obiekt na szlaku biegnącym do schroniska. Na szczycie jesteśmy o 11:10-wspaniały czas 🙂 Tam spędzamy cierpliwie około 3h –trochę czekając na Jacka, paląc ognisko, rozmawiając z wesołymi „wczorajszymi” (niektórymi) turystami i robiąc w końcu postój na kanapkowy obiad i piwczing (oczywiście +18 tylko 😉)
Czas mijał za szybko stanowczo, więc o 13:50 zarządziliśmy dalszą drogę, która prowadziła nas czarnym szlakiem na Fajkówkę. Deszcz niestety chłodził nas mocno i nie odpuszczał do samej Węgierskiej Górki. Co do szlaku czarnego- opada miejscami stromo, jest pełen kamieni, a przy deszczu zamienia się w małe strużki wody, z kolei te zaczynają tworzyć większe strugi i tak powstaje nam wodny szlak czarny na Fajkówkę. Dochodząc do Antka z Fajkówki (na pewno znacie-wszyscy znają Antka z Fajkówki, ale nikt nie wie jak wygląda 😉) ruszamy szlakiem zielonym do WG do której mamy 2h 30 min. Niestety prawe kolano zaszwankowało pierwszy raz i już nie szło się tak dobrze jak na początku 😢 więc z lekkim zaciśnięciem zębów trzeba było pokonać kolejne kilometry. Ale nie można narzekać! Zawsze mogło być gorzej 🙂 Szlak zielony hmm dziwny szlak. W górę, w dół prowadzi…. po asfalcie, spychaczówką, dróżką polną …w lewo, w prawo, chaszczami raz (chcieliśmy zrobić skrót 😉), by w końcu stromym zejściem prowadzić nas na utwardzoną drogę do WG.

Z nóżki na nóżkę wychodzimy na skrzyżowaniu prowadzącym w prawo na Cisiec, w lewo na Trakt Cesarski, prosto na most Junacki, a następnie w lewo w stronę Urzędu Gminy, gdzie rozpoczynaliśmy rano naszą wędrówkę.
Centrum opustoszało, aura nie sprzyjała spacerom 🙂 Po wspaniałym dniu pożegnaliśmy się i rozeszliśmy się każdy w swoją stronę. Aj ten Beskid Śląski…nigdy nie przestanie mnie zadziwiać 🙂

Link do trasy:
http://www.planetagor.pl/places/application/TrialPage.php?ID=5978


