Wiele szlaków prowadzi ze Słowianki ...

Wyszłam z domku dosyć późno, bo o 8:40 do końca nie będąc przekonaną, co do pogody. Niby zachmurzenie spore, ale gdzieś tam prześwity Słoneczka jednak się pojawiały…no nic. Stwierdziłam, że dla wyjścia awaryjnego wezmę klucze do „zielonego domku” i gdyby czasem coś z nieba leciało spędzę leniwie kolejną niedzielę. Chociaż zależało mi na połażeniu ze względu na przyszłą imprezę górską i czekającą mnie 60-kę. Gdzie nie sięgać wzrokiem wszystkie okoliczne żywieckie szczyty zakryte były chmurami...mgłą (?) i coś te białe plamy nie chciały odsłonić najpiękniejszej części żywieckiego krajobrazu. Glinne, Prusów i nawet Abramów kapryśnie się zasłaniały.
W nocy nieźle polało, więc do przewidzenia było, co mnie czeka na szlakach-oczywiście błotko 🙂 Wychodząc w stronę Grojca(Grapy-613 m) mozolnie brodziłam i ślizgałam się na błotnistym szlaku, a później już wcale nie było lepiej. Rozjeżdżona droga przez zmotoryzowanych wyglądała miejscami jak Jezioro Żywieckie i ciężko było obejść szlak żeby się nie ubrudzić czy nie zatopić buta w brudnej kałuży. Na zboczach Prusowa (1010 m) dojrzałam stado owieczek-wypas się rozpoczął, znak, że już na progu czeka na powitanie lato. Na szczęście od podnóża Abramowa (857 m) było znacznie lepiej. Z pierwszego grzbietu podziwiałam panoramę gminy, a po lewej przyglądałam się złowrogim chmurom, które kompletnie zasłoniły widok w stronę Hali Boraczej (849 m).

Kontemplując kilkanaście minut, ruszyłam w górę. Dochodząc już do szczytu Abramowa minęłam pierwszego turystę, później dwóch kolejnych i jeszcze jednego…od razu się lepiej szło. Chociaż w tych rejonach nigdy nic na mnie z krzaków nie pomrukiwało i nie wyskoczyło 🙂 Czuję się na tym szlaku dosyć pewnie-znam go od przeszło 10 lat i z tego co wiem każdy kto tędy przechodził, wychodził cało 😁 Mam nadzieję, że dwójka, którą mijałam zdążyła na pociąg z WG do Katowic, bo poinformowałam ich, że w godzinę powinni zejść do centrum…chociaż zapomniałam, że oni przecież pójdą czerwonym tak jak idzie czyli na Żabnicę…nigdzie na skróty- upss :P
Odbiłam nieco na prawo od szlaku czerwonego do „zielonego domku” na kawę. Niestety, ku mojemu zaskoczeniu gaz w butli się skończył, a w piecu palić nie było sensu tylko na kawę zresztą trwało by to ponad godzinę:/ Ku pociesze wypiłam piwko i wysuszyłam trochę buty, bo przemokły po skrócie przez polanę :/

Koło 11:30 postanowiłam ruszyć dalej. Wyszło Słoneczko i zaczęła się niezła duchota, jak to zwykle po opadach bywa. Schodząc w kierunku agroturystyki na Abramowie, Romanka nadal znajdowała się pod chmurą, dzisiaj to chyba do końca tak będzie…
Chciałam wstąpić po pieczątkę do agroturystyki (bo chyba mają z tego co pamiętam) jednak znowu mieli zamknięte … mhm. No nic, nie dobijałam się tylko ruszyłam na Słowiankę (846 m). Tutaj czerwony oczywiście tez nieźle podmokły…i na dodatek zaczął jakiś drobny, przelotny deszczyk mnie chłodzić. Chwilowo na szczęście. Na rozgałęzieniu mija mnie biegacz, który wbiegł na Słowiankę szlakiem papieskim z Cięciny-tym, którym ja będę dzisiaj wracać. Ruszył w stronę Abramowa, a ja w stronę Turystycznej Stacji. Po przybiciu pieczątki, kupieniu piwka rozsiadłam się na pobliskich ławkach. Doszło w między czasie z czterech turystów, czterech innych wyszło…w tym małżeństwo z bobaskiem w stronę Romanki. Mimo takiej aury, ktoś wychynął na szlaki z zacisza domowego 🙂 I tak odpoczywając trzy razy polało i przeszło…



Ze Słowianki ruszyłam 10 minut po południu -w pelerynce-stwierdziłam, że lepiej ją póki co mieć na sobie, bo ta pogoda nie może się zdecydować-zupełnie jak kobieta! Już po kilkudziesięciu metrach dreptania na Skałę (944 m) peleryna zaczęła mi ciążyć.
Nie minęło 15 minut jak kolejna fala deszczu runęła z nieba. Wściekła ponownie ją zarzuciłam i ruszyłam dalej…doszłam na Skałę i o dziwo…jakie piękne widoki ukazały się moim oczom. Pięknie widoczny Bruśnik i Kotlina Żywiecka. Cudo! Tego tutaj się nie spodziewałam.

I tak podziwiając panoramę przyszła kolejna porcja deszczu, tym razem niebo poczęstowało mnie gradem i silnym opadem deszczu plus chłodny wiatr. Dobrze, ze na Skale był domek letniskowy, a obok niego altana w której przeczekałam 15 minutową masakrę. Szlak zamienił się w strumyczek i cały szlak do końca brodziłam po kostki w błocie.
Dochodząc do Magury (891 m) mamy kolejny punkt widokowy na Kotlinę Żywiecką, a w oddali na piękny Beskid Mały 🙂 Nie spodziewałam się, że na szlakach papieskich będzie mi dane oglądać takie widoki-byłam zachwycona. Przy lepszej aurze na pewno efekt jest jeszcze bardziej wspaniały i założę się, że widać stąd nawet Skrzyczne.

Schodząc z Magury wchodzę w gąszcz drzew i krzaków…i po widokach-i tak mozolnie schodzi się aż do polanki skąd w prawo możemy wyjść w Cięcinie przy dworcu PKP, w prawo do kapliczki na Butorzonce, a w dół do Cięciny Górnej niedaleko Żywca Zdroju-i tą trasę wybrałam jako, że schodzenie w monotonnym otoczeniu mi się nie uśmiechało. Schodząc szlakiem rowerowym i papieskim mijamy po drodze stacje Drogi Krzyżowej. Przez okres wiosenno-letni na Butorzonce, co niedzielę są msze święte o godzinie 15-cieszą się dużą popularnością wśród mieszkańców. Raz w roku organizowana jest parafialna Droga Krzyżowa, odprawiany jest również Różaniec w drodze do kapliczki.
Mój szlak kończy się przy ostatnim przystanku PKS w Cięcinie Górnej. Mijam tutaj mieszkańców udających się na mszę świętą niedzielną. Mój widok ich bardzo interesował chyba przez to, że po kolana ubłocona :P Wędrówkę zakończyłam o 14, buty niestety nie wytrzymały próby tego krótkiego (14 km), mokrego na całej długości odcinka 🙂



Link do trasy: http://www.planetagor.pl/places/application/TrialPage.php?ID=6302