Ustrzyki Górne - Przeł. Wyżna - Chatka Puchatka - Brzegi Górne - Połonina Caryńska - Ustrzyki Górne

To ostatnia moja wyprawa w wysokich Bieszczadach. Wyjeżdżam do Przeł. Wyżnej im. J. Harasymowicza (poeta tych gór). Pogoda kolejny dzień nie sprzyja wędrówką. Kolejny raz słyszę straszenie burzami. Po obejrzeniu pamiątek na parkingu ruszam w góry żółtym szlakiem w stronę sławnej chaty „Chatki Puchatka” i oczywiście sławnego jej gospodarza.
Spokojnie wspinam się do góry wśród pięknych buków(podobno małej wartości przemysłowej). Po dotarciu do granicy lasu zobaczyłem niebo pełne chmur i usłyszałem pierwszy grzmot. Przystanąłem, czas zastanowienia. Z przełęczy docierają kolejni turyści i idą dalej. Co robić? Szkoda wracać! Kiedy tu wrócę? Może nigdy? Idę. Wchodzę w chmury. Kolejny raz czuje „całą jaskrawość” i „cudne manowce”. Stachura poeta mojej młodości.

Docieram do schroniska siadam na zewnątrz. Obserwuje płynące chmury. Widok wpędza mnie w nastrój zadumy. Oczyma wyobraźni wiedze podążających Słowian tymi połoninami. Szukający ziemi obiecanej. Burza ciągle pomrukuje. Chmury przychodzą odchodzą. Pije kawę. Pisze grafomański wiersz („śpiewać każdy może jeden lepiej drugi gorzej&rdquo😉.
Ruszam dalej w stronę Brzegów Górnych. Cały czas towarzyszy mi burza. Dziwi mnie, że nie widzę błyskawic tylko słyszę dźwięk. Bez tego nie mogę obliczyć jak daleko jest płomęta (tak babcia mówiła na burzę). Schodzę w las, czuje się bezpiecznie.

Brzegi Górne to nieistniejąca wieś. Głównym śladem bytności tu ludzi jest grekokatolicki cmentarz. Wieś powstała w XVI w. mieszkało w niej wielu grekokatolików i starozakonnych, kilku gospodarzy katolików. Pozostało po nich kilka dosłownie podmurówek. Cmentarz uratowali mieszkańcy. Podczas budowy pętli bieszczadzkiej robotnicy zaczęli używać pomników na kruszywo. Po krótkiej modlitwie powracam na szlak.
Ruszam czerwony szlakiem w stronę Ustrzyk Górnych. Pierwsza moja myśl była by z Brzegów jechać autobusem. Mozolnie wspinam się w górę. Las daje poczucie bezpieczeństwa. Liczę, że wiatry rozwieją złowrogie chmury. Na połoninach znów idę w chmurach. Odwagi dodaje mi widok innych turystów. Niezważając na gromy kieruje się dalej Połoniną Caryńską. Brak pięknych widoków rekompensuje sobie widokiem płynących chmur. Robie krótki popas, zjadam batona pije kawę i dalej w drogę.



Schodząc już z połoniny dopada mnie deszcz. Chroni mnie peleryna. Buty przemoknięte. Popełniłem duży błąd biorąc stare buty i nic w zastępstwo. Korzystam z obuwia sportowego co nie ułatwia wędrówki.
Po dotarciu do Domu Rekolekcyjnego czułem się spełniony. Jutro wyjeżdżam. Przeszedłem wszystkie zaplanowane trasy. Nie dotarłem jedynie do Krzemienica. Siedziałem w kuchni, piłem kawę i już planowałem przyszłoroczne wypady. Muszę dotrzeć do symbolicznego źródła Sanu.

Mój blog www.roberttof.blog.pl