Dzień 3 – Dzień pod mostem… oczywiście w Stańczykach

Jedziemy obejrzeć Akwedukty Puszczy Rominckiej. Oglądamy z góry, z dołu, oglądamy mosty i rzeczkę Błędziankę pod nimi płynącą i widoki na Puszczę Romincką. Robimy zdjęcia i … chcemy gofry. Budka z goframi jest przy parkingu, ale okazuje się, że musimy zaczekać pół godziny. Nie ma sprawy. W tym czasie wypisujemy pocztówki do dziadków, siedzimy sobie… Syn zauważa plakat informujący, że 15 sierpnia w Żytkiejmach odbędzie się Święto Sękacza (ten wątek rozwinę kilka dni później). Wreszcie są gofry – świeżutkie, przepyszne, no w ogóle warto było czekać.
Jedziemy dalej. Naszym celem są teraz Kiepojcie. W Kiepojciach też są mosty – nie tak duże i nie tak sławne jak w Stańczykach, ale równie ciekawe. Zatrzymujemy się przy wiadukcie, który grał rolę w filmie „Dlaczego nie”. Pamiątkowe zdjęcia i niektórzy chcą jechać dalej. Ale nie daję za wygraną. Przyjechałam tu, żeby zobaczyć mosty nad rzeką Jarką i nie wystarczy mi jeden wiadukt.

Wdrapuję się na nasyp kolejowy przytrzymując się traw, badyli i chyba własnej woli dotarcia do celu. Jest dość ślisko, bo podłoże mokre po deszczu, który dopiero co przestał siąpić. Rzeczywiście nie chciałabym tu wchodzić z dzieckiem w nosidełku. Idę nasypem kilkaset metrów na zachód. Po drodze spotykam tylko dwie sztuki bydła. Na szczęście są to krowy, w dodatku uwiązane, bo nie czułabym się dobrze w roli torreadora. Zero turystów i zero opłat, co mocno kontrastuje ze Stańczykami. Docieram do mostów. Na jednym stoję, drugi jest niedostępny, bo nie łączy się z nasypem tylko jest taki „wolnostojący”. Po prostu nigdy nie został ukończony. Schodzę, a właściwie zjeżdżam na czteroliterowej części ciała (i nie chodzi tu o rękę ani nogę) po zboczu nasypu, żeby obejrzeć budowlę z dołu, od strony rzeki Jarki. Mosty podobne do tych w Stańczykach, ale most północny wyróżnia charakterystyczne wykończenie z czerwonej cegły. Wracam do samochodu tą samą drogą, bo innej nie ma.
Wiem, że są jeszcze podobne mosty w Botkunach, ale ponoć trudniej dostępne, więc może kiedyś innym razem… Tym bardziej, że moje krasnoludki chcą jeszcze tego dnia zdążyć do wioski krasnoludków w Bakałarzewie.

Zatem następny przystanek to Wioska Zapomnianych Wojów, która szybko staje się naszą ulubioną. Przede wszystkim wita nas Kobieta Jaćwieska (to jedyne miejsce, gdzie trafiliśmy na animatorkę przebraną w strój odpowiadający tematyce wioski) i dużo nam opowiada, choć tak jak pozostałych punktach Baśniowego Szlaku wchodzimy jako Samotni Wędrowcy, czyli bilet obejmuje tylko zwiedzanie indywidualne.
W plenerowej grze planszowej wielką frajdę sprawia zwłaszcza rzucanie kostką. Po dotarciu do mety czekają na nas 3 trasy oznaczone odpowiednio jaćwieską włócznią, liściem dębu oraz ziarnami i perłami. Wchodzimy na trasę jaćwieską, więc muszę też pokonać drewnianą palisadę i zjechać po rurze, ale czego się nie robi dziecku do towarzystwa. Szlak wytyczony dębowym liściem prowadzi nas do magicznego drzewa. Na końcu trzeciej drogi odnajdujemy złodzieja ziarna, którym okazuje się… Najlepiej sprawdzić to osobiście, ale można go też zobaczyć na zdjęciach.



Koniec zwiedzania tego dnia pełnego wrażeń.