Dzień 5 – Góra Cisowa, biegun zimna i sękacze

Górę Cisową widzieliśmy już wielokrotnie różnych punktów widokowych. Nadchodzi czas, żeby zobaczyć ją z bliska, wejść, dotknąć. Tym razem wybieramy wariant „dla leniwego turysty”, czyli podjeżdżamy na parking u podnóża góry, wchodzimy, podziwiamy widoki i schodzimy. A jest co podziwiać, bo Góra Cisowa jest najwyższym wzniesieniem w okolicy i widać stąd rozległą panoramę Suwalskiego Parku Krajobrazowego z jego lasami, łąkami i jeziorami.
Drugim naszym przystankiem jest Trójstyk Wisztyniec. Z parkingu idziemy nad rzeczką Czernicą, która posiada też inne nazwy jako, że przepływa przez kilka krajów. Dochodzimy do słupa wyznaczającego miejsce, gdzie stykają się Polska, Litwa i Rosja (Obwód Kaliningradzki). Siadamy na chwilę na Litwie. Robimy zdjęcia na granicy i za granicą, oczywiście litewską, bo wchodzenie na teren Federacji Rosyjskiej jest zabronione zarówno z Polski, jak i z Litwy. To miejsce opisywane jest też jako biegun zimna, ale na szczęście jest lato i trafiliśmy na ciepły dzień.

Z Trójstyku jest zaledwie 7 km do Żytkiejm, więc jedziemy na Święto Sękacza, które ma być głównym punktem dzisiejszego dnia. Impreza podobna do wielu innych festynów. Nie brakuje występów zespołów ludowych i wojskowej grochówki. Tyle, że wśród straganów z rękodziełem i swojskim jadłem ważne miejsce zajmują stoiska oferujące sękacze i mrowiska. Z kolei wśród atrakcji dla dzieci i dorosłych najciekawsze okazuje się pieczenie sękacza dwumetrowej długości. Wprawdzie sękacz dla białostoczan to żadna egzotyka, ale już własnoręczne obracanie i polewanie sękacza ciastem nie trafia się codziennie.
Czas wracać. I tu wielki minus dla organizatorów, którzy nie zadbali o pokierowanie ruchem i parkowaniem. Przez ponad godzinę tkwimy w wielkim korku próbując wyjechać z parkingu – łąki. Samochody zaparkowane po obu stronach drogi na długim odcinku powodują, że nie da się wyminąć jadąc przez Żytkiejmy i wszystko stoi aż do interwencji odpowiednich służb. Jeśli jeszcze kiedyś wpadniemy na pomysł, żeby wybrać się na Święto Sękacza do Żytkiejm, to albo pieszo, albo ewentualnie rowerem, albo od razu z założeniem, że zostajemy na zabawę do białego rana, bo wcześniejsze wyjechanie samochodem… zostawiam bez dalszych komentarzy. Za to, gdy w końcu docieramy do bazy i zjadamy obiad to na deser mamy do wyboru: mrowisko albo sękacz – „niebo w gębie”.
