IV Prawdziwa Zimowa Wyrypa Beskidzka

Z Pawłem do Piwnicznej-Zdroju przyjechaliśmy już w piątek, aby wcześnie rano rozpocząć naszą wyrypiarską marszrutę. Noc była okropna i mało co spałam. 5:20...czas się zbierać z ciepłego wyrka i szykować do drogi. Przed 6:00 jesteśmy już na zewnątrz i mamy problem wydostać się z posesji...po krótkim namyśle decydujemy się na przejście przez ogrodzenie...dobrze, że mamy długie nogi 😁 Po przeparkowaniu samochodu kilkanaście metrów niżej wchodzimy na szlak zielony rozpoczynający naszą Wyrypę... Jak zwykle Wyrypę dzielę w głowie na kilka etapów co by mi szybciej odcinki trasy mijały i żebym sobie wmawiała-oo!jestem już tu, jeszcze tylko to i to i koniec 🙂 Nie ma to jak samemu podnosić się na duchu...
Piwniczna Zdrój-Eliaszówka-odległość 6,90 km (łącznie 6,90 km)

O 6:15 ruszmy zielonym w kierunku Eliaszówki. W około nie ma nikogo ze śnieżynką...szarówa i my...dzisiaj przed nami szły jakieś dwie osoby chociaż to nic pewnego,bo kilka osób ruszyło dzień wcześniej i pokonywało trasę w nocy. Póki co trzeba się rozgrzać i idzie się źle jak to zwykle przy pierwszym podejściu-a to ciągnie się i ciągnie 🙂 Po 30 minutach drogi dzwoni Bożenka i daje mi namiary na Leszka, z którym z powodu braku neta nie zdołałam się skonfrontować na godzinę wyjścia. Raz, dwa i dzwoni Leszek-umawiamy się, że na trasie przed Eliaszówką się spotkamy-i tak tez się stało 🙂 Tutaj również spotykamy się pierwszy raz z Mirkiem, z którym później przyjdzie nam wędrować do końca trasy. Co ciekawe od kilkunastu miesięcy kombinowałam jak ją w końcu zdobyć 🙂 Szczęśliwa staje na niej o 8:33 i to mój ostatni pomiar na trasie 🙂 nie byłam zbyt dokładna w tym roku co do liczenia postojów i czasów przebycia danego odcinka 🙂 Tutaj robimy krótki postój i dołączają do nas kolejne osoby z wyrypy. Tutaj poznaję się w końcu z Łukaszem- kolejnym człowiekiem z wielką pasją i marzeniami 🙂 Na Eliaszówce stoi pokaźna wieża widokowa...niestety pogoda nie zachęca mnie do wdrapywania się na nią, bo i widoków nie ma. Zdjęcia przy tabliczce żegnają nas z tym szczytem i ruszamy w stronę Obidzy...
Eliaszówka-Przełęcz Rozdziele- odległość 6,63 km (łącznie 13,53 km)

Tutaj rozstajemy się z nowo poznanymi osobami i ruszamy w trójkę z Pawłem i Leszkiem przed siebie. Tuż przed Obidzą przychodzi mała zadymka, co nieco psuje mi nastrój do wędrowania...oby tylko szybko przeszło-nie wyobrażam sobie robić całej trasy w śnieżycy i przy mroźnym wietrze brrrr... Mijamy Obidzę i wspominamy z Pawłem nasze pierwsze podboje Beskidu Sądeckiego. Tutaj odbija szlak na Wielkiego Rogacza, którym można skrócić sobie drogę, ale ... nie ma lipy, rypiemy dalej trasą Wyrypy. Dochodząc do Przełęczy Rozdziele zza chmur wychodzi Słońce...Widoki zaczynają się robić przepiękne...od razu łapiemy dodatkową dawkę pozytywnej energii i nasze twarze rozpromieniają uśmiechy 🙂 Z tej radości Lesiu kontynuuje swój zygzakowaty marsz-tak to jemu się tak nudziło po drodze 🙂 Rozpoczynamy schodzenie do Rezerwatu Białej Wody, w którym będę pierwszy raz 🙂
Przełęcz Rozdziele- Wielki Rogacz- odległość 8,37 km (łącznie 21,9 km)



Zejście w dół wymagało koncentracji przy każdym kroku, aby nie zaliczyć gleby 🙂 Dopiero co wyszło Słonko, a już śnieg zmieniał się w błoto. Szybka przeprawa po kamieniach przez rzeczkę i już jesteśmy w Rezerwacie Białej Wody. Jak tu pięknie i cicho...Idealne miejsce na odpoczynek, z tym, że wyżej widzimy Mirka i tam postanawiamy zrobić postój 🙂 Ale szczęście- trafiliśmy akurat na chwilę parzenia kawy 🙂 Popijając kawkę wygrzewam się w promieniach Słoneczka...chwilo trwaj...zza pagórka wychodzą kolejni wyrypowicze. Witamy się i zamieniamy kilka słów...Patrzę na Lesia, który daje znak, że czas iść dalej. Dłuższe postoje kończyły się bólem mięśni, które osobiście zaczęłam odczuwać...ale i tak czuję się świetnie jak na ten kilometr. W Słoneczku wędrujemy do Wielkiego Rogasia i nim się obejrzałam stanęłam na jego szczycie 🙂 Po drodze chłopaki opowiadali o swoich górskich podbojach, co umilało mi wędrówkę. Chwila wytchnienia...ruszamy do Rytra...jesteśmy prawie na półmetku 🙂
Wielki Rogacz-Rytro-odległość 14,36 km (łącznie 36,26 km)

Radziejowa dumnie króluje nad resztą pomniejszych pagórków. W mig znajdujemy się na jej szczycie i robimy krótki postój. Chłopaki oczywiście wdrapują się na wieżę, a mnie jakoś nie nachodzi taka ochota 😁 Po krótkim postoju ruszamy w dół w kierunku Wierchu Przechyba skąd odbijamy na niebieski szlak do Rytra... Super całe 14 km dreptania...szlak jest bardzo stromy i przyprawia mnie o ból kolan. Odstaję od chłopaków, którzy czekać będą na samym dole tego piekła. Buty przemokły i czułam z każdym krokiem po asfalcie, że zaczyna być z moimi stopami nieciekawie...teraz czeka nas kilka km butowania po asfalcie...żyć nie umierać...w końcu jesteśmy w Rytrze i szukamy sklepu. Chłopaki posilają się piwem, a ja jakoś niechętnie popijam kilka łyków...znowu kilka minut postoju i znowu ruszamy w ciemnościach czerwonym szlakiem w kierunku Cyrli...szlak tak dobrze mi znany...
Rytro-Hala Łabowska-odległość 12,21 km (łącznie 48,55 km)

Ostatni odcinek najgorszego...do Cyrli szlak ostro pnie się w górę-na dodatek jest mnóstwo błota, co mnie bardzo drażni i klnę pod nosem na czym świat stoi. Tu zmęczenie daje mi się już ostro we znaki. Wolnym tempem dochodzimy do schroniska w Cyrli, które mijamy-nie zatrzymujemy się, bo później ciężko będzie ruszyć 🙂 Odcinek od Cyrli do Hali Łabowskiej ciągnie się niemiłosiernie...w nocy tracę orientację i nie przypominam sobie w którym miejscu jestem i ile mi jeszcze zostało. Pocieszający jest fakt, że co jakiś czas widać pięknie panoramy miast, które na GSB nie było dane mi zobaczyć. Jest pięknie...Księżyc oświetla nam drogę tak, że nie potrzeba nawet czołówek.Lesiu dzielnie robi fotki, co jakiś czas przystaje by dać odpocząć nogom...jestem na skraju wycieńczenia. Na chwilę przed schroniskiem rozdzielamy się, by na mecie znowu się spotkać...moi znajomi już siedzą... Ich widok od razu dodaje mi sił...było ciężko ale już po wszystkim...dzięki Bogu, bo na zewnątrz szaleje mroźny wiatr
Udało się...doszłam do celu dzięki wsparciu chłopaków 🙂 Po chwili wytchnienia idę w końcu ściągnąć buciory, by dać odpocząć stopom-długi prysznic pod gorącą wodą minimalnie łagodzi ból nóg i barków...w końcu zasiadam do moich znajomych i witamy kolejnych wyrypowiczów. Mirek szybko konsumuje co trzeba i ucieka w doliny-jutro jedzie zdobywać Tatry Słowackie, a ja nie wiem czy jutro z łóżka wstanę :P Wyrypana na maksa idę spać przed północą...



Link do trasy:
http://www.planetagor.pl/places/application/TrialPage.php?ID=12292

21.02.2016
Wyrypę zaliczyłam w dobrym czasie-15 h 30 min wliczając postoje. Mój rekord został pobity 🙂 O poranku ciężko było się pozbierać z łózka. Za oknem sypał śnieg. Witam się rano ze znajomymi, którzy przyszli w nocy, a których nie byłam w stanie powitać-Waldzia, Bożenkę, Wiolę, Łukasza, Maćka...a także moje koleżanki, które poznałam na sabacie w Bożonarodzeniowym klimacie na Wielkiej Rycerzowej-Beatkę i Kamilę 🙂 A na odchodne zauważyłam jeszcze kilka osób poznanych na Chłoście Beskidzkiej i imprezie hamburgerowej na Lipowskiej 🙂 Wszyscy wyglądali na zmordowanych po dystansie z jakim się zmierzyć musieli. Po śniadaniu i kawce w miłym towarzystwie ruszamy w doliny o 11:00-przed nami jeszcze jest kawał drogi do aut, a niebieski szlak znowu daje nam popalić. W śniegu, a później lekkim deszczu dochodzimy do Piwnicznej-Zdroju...Tu żegnamy się serdecznie i wypatrujemy kolejnego wspólnego wypadu. Powiem jedno...warto było...

Podziękowania i pozdrowienia dla: Pawła, Mirka, Leszka, Zdzisia, Henia, Jacka, Maćka, Bożenki, Wioli, Grzesia, Seby, Łukasza, Maćka, Kamilki, Beatki, Waldka, Ani, Grzesia, Marcina oraz obsługi Schroniska PTTK na Hali Łabowskiej oaz wszystkich uczestników 🙂
Link do trasy:



http://www.planetagor.pl/places/application/TrialPage.php?ID=12268
Foto: Pawelo, Lesio, Mirek, Zdzisiu, DoRi.
