Tura tuż po opadach śniegu. Torowanko na całej trasie. Byłyśmy we dwie z koleżanką, niby słaba płeć, a szłyśmy jak czołgi. Na całej trasie zero ludzi, z wyjątkiem panów na skuterach i na lekkiej bańce. Miałyśmy z nimi dość nieprzyjemne spotkanie i małą pyskóweczkę. Jazda wzdłuż granic rezerwatu na śmierdzącej spalinami maszynie nie jest czymś fajnym. Tak myślę, a że jestem dość pyskata, to nie boję się takim panom mówić, co myślę. Przed Stołowem zapadałyśmy się w śniegu po kostki, kolana i uda, ale dałyśmy radę. Nasza pętelka miał być rozgrzewkę przed I Zimową Wyrypą Beskidzką, ale finalnie nie pojechałyśmy, wybierając kurs lawinowy pod Babią.