Dolomity zimą !

wylatujemy w sobotę o 7.15 z pyrzowic. szybko wydostajemy się ponad chmury, dzięki czemu pstrykamy parę fotek wschodzącego Słońca a już nad Włochami oglądamy Alpy z góry🙂
o 9 rano stajemy już na drodze w kierunku na cortine. cały dzień jazdy przez jakieś zadupia i gdy zapada zmrok jesteśmy jeszcze jakieś 50 km od stolicy Dolomitów. wskakujemy więc w busa i o ósmej docieramy w końcu do celu🙂
trochę chodzimy po mieście, głównie w celu znalezienia noclegu... w końcu znajdujemy fajną kamienice w niej fajną piwnicę (dużo jakiś plastikowych koszy, jakieś urządzenia walające się po ziemi), ale rozkładamy się🙂. ok. 2 w nocy przychodzi do nas owczarek i jego pan. okazuje się że tarasujemy drzwi do piekarni...🙂. ale luzik gość jest spoko i przenosi nas jeszcze w inne miejsce. zasypiamy w jakiejś piwnicy - magazynie. troszkę zimno bo szyb w oknach nie ma...
Dzień 2
wychodzimy z naszych śpiworów po dwunastej... wcześniej jakoś się nam nie chciało. padał śnieg i takie tam... ogólnie zimno...
gdzieś na ławce jemy nasz obiad, znaczy kanapki z szynką z konserwy i ser. do tego herbata o smaku i zapachu grzańca. PRZEPYSZNE!!!!
później łapiemy stopa do Dobbiaco. po drodze już prawdziwa zima. zostawiamy bagaże w informacji turystycznej i idziemy na mały rekonesans.
śpimy w piwnicy nowego apartamentowca położonego przy głównej ulicy. jeszcze nie wszystkie mieszkania się sprzedały, tak więc dużo piwnic stoi otworem....🙂
Dzień 3
po nieco zimniejszej nocy niż poprzednio wstajemy już o 9. szybko się zbieramy i wychodzimy na powietrze. miła niespodzianka: bezchmurne niebo i słoneczko. tyle że strasznie zimno!!!! po zdjęciu rękawiczek i zrobieniu paru fotek, trzeba rozgrzewać palce z pół godziny...
dwoma stopami docieramy do Misuriny, małego miasteczko nad jeziorem, gdzie w szpitalu i szkole nie dają wrzątku na herbatę przy piętnastostopniowym mrozie!!!!!!
później wracamy do Cortiny, skąd o osiemnastej ruszamy busem do Belluno. tutaj przesiadamy się na pociąg do Tarviso, gdzie dojeżdżamy ok. 23. już po rozłożeniu karimat miły policjant mówi nam, że dworzec jest zamykany na noc i mamy spadać. tak więc po 24 wychodzimy przed dworzec. jakieś 300 metrów na lewo stoi duży blok. podchodzimy powoli pod drzwi, łapiemy za klamkę...... uffffffff otwarte🙂)) wjeżdżamy windą na ostatnie piętro i tam kładziemy się grzecznie spać....
Dzień 4
już od piątej rano budzą nas ludkowie idący do pracy. trudno - my też wstajemy i wracamy na dworzec.
spędzamy tu parę godzin, wrzucamy coś na ząb i pakujemy się do busa jadącego na lotnisko. w jakimś barze kupujemy jeszcze coś do żarcia i przed 14 odrywamy się od włoskiej ziemi.