Na rowerach z dziećmi do Tenczynka

Tym razem chcieliśmy wypróbować siły dzieci w jeździe na rowerze. Wybraliśmy się więc przez Puszczę Dulowską do Tenczynka bo oboje lubią zamki. Żeby nie stracili od razu siły na dojeździe do puszczy to ja i Tomek pojechaliśmy od nas z Balina na rowerach a dziadek podwiózł ich na początek puszczy do Trzebini. I wycieczka się rozpoczęła. Trasa przez puszczę jest prawie dla dzieci, prosta bez górek. Przy ośrodku Hodowli Zwierzyny była pierwsza przerwa, a Kuba już zdążył nawet zgłodnieć. Do Tenczynka przez pomyłkę podjechaliśmy czarnym szlakiem starych kopalni. Wprawdzie dzieci mialy tam pierwszy kryzys bo musieli trochę rowery pchać pod górkę ale za to w nagrodę na górce zjedli lody, no i mogliśmy oglądnąć zamek w całej okazałości.
I tu przeżyliśmy ogromny zawód bo na wrotach wisiała piękna kłódka zamykając drogę do ruin. Dobrze że w tamtym roku udało nam się jeszcze pokazać dzieciom ruiny kiedy akurat było otwarte.
Po pocałowaniu klamki trzeba było sprowadzić dzieci i rowery i zatrzymać się na jakiś posiłek. Budka na szczęście była otwarta. Już z pełnymi brzuchami zastanawialiśmy się co dalej i padło na powrót przez Bolęcin i Płazę co dało naszym dzieciom trochę popalić. Parę przykrych słów od nich usłyszeliśmy no ale cóż prowadzić rower czasami też trzeba. Najlepiej się zjeżdżało z górki z Płazy, długo i bez pedałowania.
Mimo zmęczenia i tych kilkudziesięciu kilometrach w nogach dzieci zawsze znajdą jeszcze siłę na zabawę. Zatrzymaliśmy się przy stawie gdzie dzieci nakarmiły kaczki resztą prowiantu i poszły jeszcze na plac zabaw. Nie miały też nic przeciwko żeby jechać jeszcze na Chechło się wykąpać w końcu to tylko kilka kilometrów więcej.
Nad jeziorem spotkaliśmy się też z naszymi rodzicami i na koniec kiedy już się zbieraliśmy do domu dzieci odrzuciły propozycję dziadka powrotu z nimi autem. Chcieli sami dojechać do końca i tak zrobili. Nawet nie nie usłyszeliśmy marudzenia gdy mieliśmy jeszcze do pokonania dwie górki.
Bilans wycieczki: 25 kilometrów dzieci, my 33 kilometry, około 5 godzin na rowerze, a cztery na odpoczynkach i piękne motto Kuby gdy już sobie mógł usiąść w altanie: JESTEM ZMĘCZONY ALE ZADOWOLONY