Klimczok, Szyndzielnia, Kozia Górka

Od tych wakacji zaczęłam Kubie zbierać odznaki ze schronisk. Niestety trochę za późno bo już by był cały plecak nimi naszpikowany, ale niektóre miejsca są do ponownego odwiedzenia. Gorzej np z Kasprowym czy Doliną Pięciu Stawów. Ale kto wie.
Tym razem wybrałam dość długą trasę po górach w Beskidzie Śląskim i muszę dodać że mamy nowego entuzjaste górskich wypadów, goldena Rastiego, który jest z nami od miesiąca. Zawsze idzie przodem, nigdy nie marudzi. Po prostu idealny kompan. Wyruszyliśmy z Bystrej w Bielska Białej. Jest tam piękna dolina otoczona z każdej strony zalesionym szczytami: Klimczok, Szyndzielnial, Kołowrót. Pierwszym punktem było schronisko pod Klimczokiem 1052 m n.p.m. Szlak niebieski którym szliśmy prowadzi w miarę łagodnie pod górę, a po drodze cudnie widać dolinę gdzie jest miasteczko a także górujące nad nim szczyty, którymi wracaliśmy.Dopiero tuż przed schroniskiem mogliśmy zobaczyć charakterystyczny szczyt Klimczoka, który już zdobyliśmy kiedyś 7 lat temu z dziećmi. W schronisku był obiad, grzane piwo dla rozgrzania no i Kubie kupiłam odznakę za dojście do schroniska, gdzie już był po raz drugi. Słoneczko fajnie grzało więc mogliśmy siedzieć przed schroniskiem a Rasti trochę pochodził, wygłaskała go jakaś dziewczynka, robiła mu nawet zdjęcia, bo jak się okazało ma też goldena tylko że małego w domu. Rasti sobie gonił dopóki nie zachciało mu się zacząć gryźć z innym psem. Bo jak nie ma problemu z tym że to nasze łagodne psisko nikomu nic nie zrobi to tak jest nieobliczalny do innych dużych psów. Albo je lubi i chce się z nimi bawić, albo chce gryźć, więc gdy widzieliśmy kogoś z psem to musiał iść na smyczy.

Ze schroniska ruszyliśmy zielonym szlakiem na Szyndzielnie 1026 m np.p.m., pozostawiając z boku szczyt Klimczoka. Szło się tam prostą drogą aż do schroniska jakieś dwadzieścia minut i znów pięknie było widać dolinę i mgłę która ją przykryła jak pierzynka. Był też zakup kolejnego odznaki dla Kuby. Nie chodziliśmy do tej pory tak późną jesienią po górach a jednak ta pora też ma swój urok. Las wygląda wtedy inaczej no i można oglądać inne krajobrazy przez prześwit między drzewami.
Z Szyndzielni czekała nas już droga powrotna żółtym szlakiem gdzie już było miejscami ostro w dół. Zaczęła nas także spowijać leciutka mgła, przez którą powiało lekko mrozem.Przeszliśmy jeszcze przez jeden szczyt Kołowrót 788 m n.p.m. i dotarliśmy do ostatniego schroniska Stefanka na Koziej Górce 686 m n.p.m. Tam kawka, Kuba gorąca czekolada i jabłecznik. Rasti obwąchał jeszcze kilka psów tym razem bez większych emocji i zjadł naszą bułkę z kotletem, bo to co mu wzięłam mu nie spasowało.

Od schroniska mieliśmy już tylko z dwadzieścia minut do auta. Podsumowując, dzień się bardzo udał, pogoda wymarzona jak na tą porę roku, Rasti naszą pasje polubił, duży plus że wyszedł z tego czysty, no i nie pomyślałabym że na szlakach w górach można spotkać tyle osób także z psami.


