Do Sławkowa na rowerze

Była to wyprawa tylko z Kubą, bo Jagoda zaczyna nam już dezerterować. A Kuba się spisał bo przejechaliśmy 60 km. Jechaliśmy przez piaskownie w Sierszy, Bukowno no i w końcu nasz cel Sławków. Rynek miasta jest wpisany jest do rejestru zabytków. Ta starówka sławkowska ma unikatowy klimat jaki już żadko kiedy można spotkać w naszych miastach i od średniowiecza się nie zmieniła. Wspaniale prezentuje się ratusz zajmujący centralne miejsce na rynku. Szkoda tylko że w pożarze w 1905 spłonął orginalny drewniany ratusz. Także studnia robi swoje.
Wizytówką miasta jest także na pewno karczma Austeria pochodząca prawdopodobnie z XIII wieku. Nie mogliśmy więc nie wstąpić tam na obiad, który był bardzo smaczny. Może trochę dziwnie wyglądaliśmy w sportowych strojach, ale trudno.

Z rynku podjechaliśy pod ruiny XIII wiecznego zamku biskupów królewskich, do których niestety nie dało się dostać. Pozostało obejrzenie ich przez płot.
I pozostał już tylko powrót do domu. Tym razem przez Jaworzno, przez rzekę Przemsze, zalew Sosine.

Jeszcze zapomniałam napisać najważniejsze, powód do którego chcieliśmy tam dojechać. Otóż wczytujac się w historię naszego Balina to okazuje się, że zanim w 1470 roku Balin należał do parafii w Kościelcu to należał on właśnie do Sławkowa. Do swojej parafii mieć 30 km - trochę ciężka sprawa w tamtych czasach.