jeden dzień Beskidzie Śląskim

Spod bielskiego dworca (który swoją drogą też jest godny uwagi i znajduje się na Szlaku Zabytków Techniki województwa śląskiego) pod Szyndzielnię można dojechać autobusem miejskim. Stamtąd na górę możemy dostać się na kilka sposobów: czerwonym, zielonym lub niebieskim szlakiem albo można wjechać kolejką linową. To ostatnie rozwiązanie jest ciekawe i daje okazję pooglądania ciekawych widoków, jednak my wybraliśmy wejście pieszo. Najłatwiej się idzie czerwonym szlakiem i chyba jest on najładniejszy. Dlatego też jest on najbardziej zatłoczony, szczególnie przy ładnej weekendowej pogodzie. Na początek zahacza on o schronisko na Dębowcu, skąd mamy widok na panoramę miasta. Po ponad godzinnej wędrówce doszliśmy na Szyndzielnię. To jednak był dopiero początek wycieczki, więc zrobiliśmy tylko krótki postój i wyruszyliśmy na Klimczok. Droga była i pół godziny później stanęliśmy koło wysokiego masztu telekomunikacyjnego wznoszącego się na szczycie góry. Dominującym elementem panoramy roztaczającej się stamtąd panoramy jest Magura ze znajdującym się na jej stoku schroniskiem oraz przełęcz pod Klimczokiem. Gdzieś na horyzoncie można zobaczyć Babią Górę. Rozległa łąka jest dobry miejscem na przerwę w wycieczce. Zatrzymaliśmy się na posiłek i by trochę odpocząć, a potem wyruszyliśmy żółtym szlakiem na Błatnią. Po drodze minęliśmy Trzy Kopce, gdzie kiedyś znajdowało się schronisko, którego pozostałości można znaleźć w lesie niedaleko szlaku. Po około dwóch godzinach marszu przez las wyszliśmy na polanę znajdującą się na Błatniej i dalej doszliśmy do schroniska. Stąd schodziliśmy niebieskim szlakiem do Wapienicy. Na tym odcinku nie spotkaliśmy żadnego turysyty. Pod koniec trasy szlak zaczął stromo schodzić w dół, w kierunku zapory. Zapora tworzy sztuczne jezior Wielka Łąka (gdzieniegdzie błędnie nazywane Wielka Łąska). Jezioro jest ładne, ale w całości otoczone płotem, więc tylko go minęliśmy i idąc jeszcze około kilometra Doliną Luizy dotarliśmy na parking, skąd autobusem wróciliśmy na dworzec.