Rowerem ze Szczawnicy do Czerwonego Klasztoru

Początek wakacji, piękne słońce trzeba to było jakoś wykorzystać. Wybór padł na zatłoczoną, prostą i piękną trasę ze Szczawnicy do Czerwonego Klasztoru na Słowacji, wzdłuż przełomu Dunajca. Tym razem środkiem transportu stał się wypożyczony w Szczawnicy rower.
Ze Szczawnicy wyruszyliśmy po godzinie 11.00. Najpierw jechaliśmy asfaltową Drogą Pienińską. Masy ludzi spacerowały co trochę zniechęcało do dalszej jazdy. Jednak zaraz, gdy skończył się asfalt i wjechaliśmy na leśną dróżkę zrobiło się luźniej. Ludzie gdzieś przepadli. Za to mijało nas coraz więcej turystów rowerowych.

Droga jest bardzo spokojna, bez większych wzniesień i zalesiona. Co kawałek odsłaniał się ciekawy widok na Przełom Dunajca i Pieniny widziane z dołu. Kilka zakrętów i w sumie to nie wiadomo kiedy dotarliśmy do Czerwonego Klasztoru. Pupy bolały bardzo od roweru, ale to była jedyna wada wycieczki. Słońce piekło mocno. Wyjechaliśmy na słynny most łączący Polskę ze Słowacją. Zrobiliśmy kilka zdjęć na tle Trzech Koron, które prezentują się cudownie i postanowiliśmy wrócić pod Klasztor.
Pod klasztorem chwilkę posiedzieliśmy pod karczmą, wypiliśmy cole i zjedliśmy pyszne ciasto. Zrobiliśmy jeszcze klika fotek i ruszyliśmy z powrotem do Szczawnicy.

Na miejscu byliśmy ok. godz. 15.00. Ze względu na wczesną porę powrotu zjedliśmy obiad pod Palenicą i wyjechaliśmy na Palenicę kolejką. Niestety w trakcie wyjazdu złapała nas okropna ulewa. Zrobiło się zimno i zaczęło grzmieć. Po zejściu z kolejki skryliśmy się z innymi turystami w szałasie. Nic nie wskazywało na to, że pogoda się zmieni. Było coraz gorzej. Kolej została wyłączona. Wszyscy w szałasie oczekiwaliśmy z niepokojem co będzie dalej. Po około 20 min kolej została włączona. Powiedziano nam, że będzie zwodzić turystów na dół. Zjechaliśmy na dół przemoczeni i zziębnięci. Ale podsumowując warto było!